Ego
Wpis dodano: 25 stycznia 2016
Czy zauważyliście swój egocentryzm poetycki? Chodzi mi o to, że masowym zjawiskiem i bohaterem poezjowania jest Ego. Zaimek osobowy „ja” dominuje jako podmiot liryczny. Dominacja „ja”, dykcja „ja”, narracja liryczna „ja” to pępek świata wierszowanego. Piszemy o sobie, memłamy się sobą i w sobie, siebie opowiadamy przede wszystkim. Poniekąd jest to zjawisko naturalne, bo niby kto jak nie „ja” jest kreatorem wiersza?
Ale poeci bardziej zaawansowani przerzucają opowiadanie o „ja” w opowiadanie o życiu i świecie. Prosty przykład: przeczytajcie sobie ten sławny wiersz Szymborskiej Kot w pustym mieszkaniu i zobaczycie, że żadnego „ja” tam nie znajdziecie. Poczytajcie Grochowiaka, Herberta, Miłosza – „ja” u nich tyle, co na lekarstwo. Dlaczego? Ano dlatego, że poeta dojrzały opowiada świat, a nie siebie. Chociaż to przecież jego świat, jego doznawanie i pojmowanie świata, jego refleksje i doświadczenia, ale chodzi o to, by je uniwersalizować, a nie zasklepiać w spersonalizowanych lub egotycznych emocjach. Nie ma wiersza, którego „ja” by nie dyktowało, chodzi jednak o to, by zrezygnować z podmiotowego narcyzmu i tworzyć przekaz zuniwersalizowany.
Być może ego jest „figurą startową”? Tzn. najpierw musimy wywnętrzyć się osobiście i intymnie, by potem – prędzej lub później – punkt ciężkości i pole eksploracji przenieść w rewiry ponadindywidualne? Zapewne ta ewolucja ma wiele odmian i ścieżek – ale tym lepiej. Bo mówimy różnymi językami, ekspresjami, poglądami i to jest cały cymes poezji.
Prywatności oczywiście nie można tłumić przesadnie. Na przykład takie poetki jak Halina Poświatowska czy Sylvia Plath nigdy jej nie porzuciły. Ale ich osobisty wymiar umiał się uniwersalizować. Budować taką wizję i aurę, które okazywały się nowym spojrzeniem na świat. Nowym doświadczeniem. Np. Plath wprowadziła do swoich rozedrganych emocji egzystencjalnych spektakularny topos wody, który wyrażał niepokój tonięcia w całym życiu. I to już była uniwersalizacja. W ogóle żywioły wody, ognia, ziemi i powietrza to jedne z tych mechanizmów, które egocentryzm konfrontowały z tajemnicą istnienia i tajemniczymi siłami ontologicznymi. A więc walor filozoficzny dochodził do głosu.
Podsumowując: bazowanie na bardzo osobistym „ja” to zbyt mało jak na ambicje poezji. To „ja” musi zacząć opisywać świat, w jakim żyjemy. Czasami filozoficznie, czasami konkretnie, ale tak, żeby samego „ja” nie ustawiać w roli pępka świata. Bo on nami nie rządzi. Bo ważny jest nasz konflikt ze światem, nasza afirmacja lub bunt, nasze definiowanie żywota, w jaki wyposażyły nas rozmaite okoliczności i syndromy. Tak różne, że jest o czym opowiadać.
Z drugiej strony od ego nie ma ucieczki. Ono jest fundamentem. Można sobie wymyślić alter-ego, jednak to niebezpieczna manipulacja z tożsamością. Chyba, że umiemy to robić na poziomie Herberta vel Pana Cogito.
W całym tym powyższym wywodzie raczej chodzi o takie a nie inne „gospodarowanie” własnym „ja”. O jego wprzężenie w świat zewnętrzny, a nie uwięzienie w sobie. W ogóle dystans do ego może się okazać czymś wielce kreatywnym.
No więc co z tym ego? Ha! Ono też się przydaje, zwłaszcza językowi. Własny, wyrazisty, rozpoznawalny język to skarb. A język zależy od wyobraźni, fantazji, osobowości – tymi przymiotami może zarządzać ego. Tego i sobie, i wam życzę.