Ech!
Wpis dodano: 12 sierpnia 2016
Lot ćmy do lampy, do światła, może skończyć się dramatem. Jasność i ciepło przyciągają. Jednak ćma nie wie, że lot ten może skończyć się fatalnie. Nie ma świadomości niebezpieczeństwa.
Ten rodzaj pułapki dotyczy wszystkich. Także nas. Kierujemy się jedną intencją, jedną wiarą, jedną nadzieją, nie przewidując katastrofy. Ileż to razy wchodziliśmy na „dobrą drogę”, która potem wiodła nas nad urwisko? Bez wyobraźni popełniamy błędy, które prowadzą nas do własnego piekła. Potem, zdarza się, nie ma już odwrotu. Stało się!
Mijają lata… Widzimy jak na dłoni własne błędy, lecz nic już nie możemy zrobić. Owszem, jest jeszcze ekspiacja, jest jakaś szansa na wyciągnięcie wniosków. Mądry Polak po szkodzie – ale to przecież lepsze niż rozgrzeszanie samego siebie.
Ech, te nasze bagaże życiowe, te nasze błędy, te paskudne manowce… Lecz myślę, że – z drugiej strony – i w tym jest jakaś uroda życia. Trudzić się z własnymi wyborami, iść złą drogą – rzecz ludzka. Jest jednak jakaś granica opamiętania. Ten hitlerowski snajper, o którym pisałem na tym blogu w poprzednim wpisie, tę granice zagubił. Zrobić o jeden krok za daleko, to często zniweczyć własne życie. Mówię tu, oczywiście, o sprawach ekstremalnych. Na ogół nasze błędy mają mniejszy kaliber, lecz także potrafią dać się we znaki.
Jak więc żyć pięknie i bez błędów? Ba!, czy to w ogóle możliwe? Zdarza się, lecz dalece nie wszystkim…
Ale po cholerę ja tu takie mentorskie kazania wygłaszam? Sam nie wiem… Taka aura. Taki spleen. Taki „czarny stoicyzm”. Jesień idzie, plucha, dni coraz krótsze, życie coraz krótsze i trudno już dogonić „wesoły autobus”, który zawsze nam uciekał sprzed nosa. A nawet jak go dogonimy, to za późno. Ech!