Dylemat
Wpis dodano: 11 stycznia 2016
Wydaje mi się, że jestem po jasnej stronie dnia, ale inni mogą sądzić, że jestem po ciemnej stronie nocy. Ta dychotomia obecnie najbardziej różni Polaków. Tego typu spory ostatecznie rozstrzyga historia, ale na jej werdykty na ogół czeka się długo. Jest to mechanizm powtarzalny i uniwersalny.
Czy prawda zawsze zwycięża? Na ogół tak, ale nawet po latach prawda pozostaje kontrowersyjna. Spory potrafią mieć długi żywot, choć te aktualne są najistotniejsze. Z historiozoficznego punktu widzenia te sytuacje należą do klasyki. Najgorsza w tym wszystkim jest niskość pobudek. Ideologie są li tylko haszyszem, chmurą dymu, która – gdy opadnie – odsłania owe pobudki: żądzę władzy, apanaże, kariery itp. Bo chyba istnieje odmiana ludzi homo hiper-erectus. On musi rządzić, przewodzić, trzymać wszystko w garści, dominować. Gen wodzostwa podporządkowuje sobie wszystko, co mu służy. On jest erectus, a reszta niech łazi na czworakach. No i tak się bujamy od wieków. I wciąż mówimy tyranom politycznym: ave caesar, morituri te salutant… Najłagodniejszym narzędziem takich sytuacji jest ideologia, najmocniejszym – reżim, czyli bezprawie i zamordyzm.
*
Po co ja to wszystko wypisuję? I to na witrynie, która ma i chce być literacka. Co ma piernik do wiatraka? Sam już nie wiem… Zmęczony jestem niedogadywaniem się ludzi między sobą (łagodnie mówiąc). W ostatnim okresie coraz częściej zadaję sobie pytanie, czy literatura może być azylem. Chyba i tak, i nie. Nie, ponieważ do literatury także wdziera się skłócona aura czasu i – najzwyczajniej w świecie – ideologia. Tak, ponieważ pisząc, możemy wypiąć tyłek na to wszystko. Sęk w tym, że arkadia wewnętrzna może wkroczyć na drogę pięknoduchostwa lub skrajnego egotyzmu. Z drugiej zaś strony wszystko zależy od poziomu naszego pisania. Dobry wiersz pozostanie po prostu dobrym wierszem. No i pozostaje jednak dylemat „służby obywatelskiej”. I to zasadnicze pytanie: czy czas pielęgnować róże, gdy płoną lasy? To znaczy: świat płonie, a my gramy na cytrze jak Neron w płonącym Rzymie. Jedyny ratunek w uniwersalizacji, tzn. możemy tworzyć sztukę na kształt rzucania pereł przed wieprze.
I chyba na tym urwę ten wpis, bo nie umiem wybrnąć z dylematu. Zakończę tak: literatura „interwencyjna” zawsze się liczy i ma swoją wagę, zaś literatura uniwersalna jest czymś na wagę złota. Ta rozdarta diagnoza niechaj nas prowadzi w tę stronę, gdzie umiemy cokolwiek robić, co dobre i nieszkodliwe, co łączy, a nie dzieli, co wzrusza, a nie dołuje.