Dwa obiegi
Wpis dodano: 6 lutego 2014
Niedawno miałem ciekawą wymianę zdań z Beatą P. Klary na temat Witolda Wirpszy. To autor o znanym nazwisku. Po wydarzeniach 1968 roku wyemigrował i już do końca życia (1985) mieszkał i tworzył na Zachodzie. Od dłuższego czasu jego dorobek publikuje Instytut Mikołowski, co pozwala na stwierdzenie: Wirpsza redivivus. Rzeczywiście pisarz ten wraca do naszej świadomości czytelniczej i zdumiewa nietypowością oraz mądrością swojego dorobku. Na polskiej powojennej mapie poetyckiej jest już dla niego ważne miejsce. Jego eseistyka także warta byłaby żywszego odbioru. Ja właśnie jestem po lekturze tomu Polaku, kim jesteś?, która okazała się istotnym uzupełnieniem mojej wiedzy.
Z Beatą popolemizowałem sobie mailowo na temat jego popularności. Otóż ja twierdzę, że Witold Wirpsza pozostanie autorem hermetycznym i szerzej nieznanym.
I tu chcę powiedzieć kilka słów o dwóch obiegach poezji.
Obieg pierwszy nazwałbym „obiegiem zamkniętym”. Zamkniętym do środowiska literackiego. Większość z nas jest czytanych wewnątrz naszego cechu. A więc przez kolegów po piórze, recenzentów, krytyków i tych niepiszących, którzy są jednak pasjonatami literatrury. Nikt nie wie, jak liczna jest ta grupa, łatwo się jednak domyślić, że wielokrotnie mniej liczna niż grupa „konsumentów” kultury masowej. Tak było, jest i będzie.
Obieg drugi to – oczywiście – „obieg otwarty”, a więc mający nieporównywalnie większą recepcję. Czy tu trafiają poeci? Jasne; wydaje mi się, że m.in. Gałczyński, Tuwim, Herbert, Różewicz, Szymborska, Grochowiak cieszą się popularnością, choć też relatywnie rozumianą. Jednak chociażby tylko te nazwiska świadczą, że można być takim poetą, który wykracza poza ściany własnego cechu i trafia „pod strzechy”. Wirpsza – poeta znakomity – do tego obiegu nie trafi. Czy to czyni go „gorszym”? Ależ nie. To czyni go po prostu mniej popularnym. Tyle i tylko tyle.
Co zrobić, by trafił? Nic nie robić – nie ma szans. Istnienie tych dwóch obiegów jest naturalne, ono nie zależy od żadnej popularyzacji, edukacji, wykształcenia, bowiem potrzeba „literatury wysokiej” to funkcja osobowości, a nie edukacji. Pamiętajmy jednak my, którzy siedzimy w „bebechach literatury”, by głosić dobre nazwiska i łowić dusze, które połowu warte. Tylko tyle możemy zrobić. Reszta jest milczeniem, a raczej pięknym skarbem obiegu zamkniętego.