Deszczowy piątek, smętny…
Wpis dodano: 8 lipca 2011
Dzisiaj pochowano Macieja Zembatego… Był on jednym z tych, którzy tworzyli aurę mojej młodości. Gdy zacząłem studiować polonistykę, on chyba ją kończył, ale w naszym gmachu pojawiał się często, bo na moim roku studiowała Magda Umer i co najmniej kilka innych śpiewających dziewcząt; oni wszyscy trzymali się razem; z tego studenckiego kółeczka estradowego wyrósł właśnie Maciek i Magda. W klubie „Ubab”, w „Sigmie”, w „Medyku”, w „Hybrydach” (które wtedy mieściły się jeszcze na Mokotowskiej), można ich było spotkać śpiewających, wtedy nieznanych, lecz pod koniec studiów niemal profesjonalnie już spędzających godziny przy mikrofonie.
„Hybrydy”… Tamte, te stare… Tam po raz pierwszy widziałem Białoszewskiego, tam, w piwnicy, grał – wtedy jeszcze niezbyt sławny – Michał Urbaniak… Na Rynku Starego Miasta był lokal zawładnięty przez Wandę Warską i Andrzeja Kurylewicza – tam z kolei po raz pierwszy słyszałem na początku lat 70.wykonanie „W Weronie” Norwida. A młody Rosiewicz (wtedy jeszcze miał poczucie humoru!)… – jego chyba słuchałem w „Medyku” na ul. Oczki. Pamiętam też pierwsze kroki Andrzeja Trzcińskiego, studenta geografii, późniejszego autora wielu szlagierów estradowych, wieloletniego szefa festiwalu opolskiego, który za studenckich lat był – jak i ja – na obozie wojskowym w jednostce 2122 w Hrubieszowie. No, Haszek by tego nie wymyślił: w jednych koszarach i na jednej strzelnicy studenci polonistyki, geografii, szkoły muzycznej, szkoły teatralnej, afrykanistyki, mongolistyki i innych egzotycznych kierunków. Próbowano nas nauczyć musztry i rzucania granatem F1. Kończyło się to tak, że za karę razem z Karolem Strasburgerem grabiłem po godzinach jesienne liście wokół baraczków Studium Wojskowego na ulicy Szwoleżerów…
Ponurość Zembatego miała w tamtych latach liczne pożywki, ale że był taki, jaki był, to i dzięki niemu mieliśmy najweselszy barak w obozie KDL (młodszym już wyjaśniam ten skrót: Kraje Demokracji Ludowej).
Ta nasza młodość… Ten tekst śpiewany do dzisiaj w „Piwnicy pod Baranami” napisał Tadeusz Śliwiak. Dziś moje dzieci nie rozumieją, ile on dla mnie znaczy, dla nas, i jakie nostalgie wywołuje. Ale dowiedzą się, dowiedzą, choć zapewne częściej będą wspominać Jasia Fasolę czy Monty Pythona niż Zembatego… Jeśli w ogóle o nim słyszeli…