Czy literatura nadal wychowuje?
Wpis dodano: 6 stycznia 2014
Aforyzm Tadeusza Maryniaka: Im autor jest bardziej niepoczytalny, tym bardziej jest poczytny. Coś w tym żarciku jest! Czasy prozy „pozytywistycznej” czy „racjonalnej” przeszły już do klasyki. W poezji także wielkiej rewolucji uległ język – mędrca szkiełko i oko ustąpiło miejsca wierze i czuciu. Innymi słowy irracjonalizacja narracji prozatorskiej i dykcji lirycznej wdarła się do literatury na dobre. No ale pamiętajmy, że mamy za sobą ofensywne lata abstrakcjonizmu, surrealizmu, oniryzmu oraz te wszystkie strumienie swobodnej wyobraźni czy pure nonsensu i podobnych środków ekspresji. Stało się coś takiego, że bliższy jest nam Forrest Gump niż ogniomistrz Kaleń, Jaś Fasola lub Kabaret Mumio niż Konrad z Dziadów czy Pani Latter z Emancypantek Prusa.
Literatura już nic nie musi. Nie musi bronić Ojczyzny, uczyć powinności obywatelskiej, uświadamiać społeczeństwo. To mamy w mediach na co dzień, i to w każdej formule i koncepcji do wyboru. Nie umiałbym zrobić stosownych badań ani statystyk, ale odnoszę wrażenie, że literatura piękna z misją edukacyjną i wychowawczą niemal przestała istnieć
Ale czy na pewno? Nie! Stanowcze nie! Poezja i proza nadal uczą i wychowują, kształtują charaktery, rzeźbią wyobraźnię, budują w naszych umysłach i sercach jakąś drabinę aksjologiczną. Tyle tylko, że to wszystko dzieje w nowym języku, w nowej „metodologii”, w naszej nowej rzeczywistości. Krajobraz barykad i zasieków pofrunął gdzieś w historię. Zmienia się cała „ideologia patriotyzmu” i stylistyka „bycia obywatelem”. W ogóle wydaje mi się, że o to walczyło pokolenie moich dziadków, ojców i starszych braci, nawet jeśli nie umiało tego tak zwerbalizować, jak ja tu i teraz.
Kolejne pytanie: czy obecna rzeczywistość po prostu nie wymaga naprawy? Oj, wymaga – i to jakiej! Ale taka potrzeba też dzieje się w zupełnie innym krajobrazie celów, metod i potrzeb. Myślę, że każda sztuka, która inwestuje w EGO, nie psuje świata, tylko daje mu nowe szanse. Sęk w tym, oczywiście, by owo ego nie było egoistyczne ani klaustrofobiczne; dziś idzie głównie o to, by ludzie mieli potrzebę czynienia dobra. Nie znam we współczesnej prozie ani poezji utworów, które by „nauczały” inaczej, a poczytność „niepoczytalnych autorów” wydaje mi się bardziej pożyteczna niż jakakolwiek propaganda ideowa. Powinien zmienić się z biegiem pokoleń cały ten paradygmat „miłości zbiorowej”. Niby krzewi go Kościół, ale coś mu nie bardzo wychodzi. Poeci chyba czynią to lepiej, sęk w tym, że nie są poczytni. Może trzeba na to patrzeć inaczej? Oni sami niczego nie zmienią, ale mogą być lub już są cząstką pewnej tendencji, którą wyżej zasygnalizowałem…
No dobrze… Kończę już, bo jakiś idealizm zaburza mi rozum. Ale po cichu myślę to, co myślę…