Człowiek Renesansu
Wpis dodano: 5 maja 2016
Pod koniec marca w tygodniku „Newsweek” ukazał się arcyciekawy artykuł Stanisława Beresia o Stanisławie Lemie (1921-2006). Bereś m.in. pisze: Lem zadebiutował w 1946 roku jako poeta na łamach „Tygodnika Powszechnego”. W krótkim czasie zdobył pozycję lidera światowej science fiction, a zarazem w zdumiewający sposób rozbudował swoją wiedzę na wielu polach nauki. Niczym intelektualny buldożer, z zadziwiającą łatwością przeorywał wszystkie możliwe dziedziny poznania. Wypowiadał się (także w gronie specjalistów) na tematy historyczno- i teoretycznoliterackie, językoznawcze, filozoficzne, psychologiczne, astronomiczne, ekonomiczne, medyczne; pisał o cybernetyce, fizyce, matematyce, teorii gier, logice, statystyce, genetyce i kontaktach międzygalaktycznych; zajmował się estetyką, historią, teorią kultury, futurologią, socjologią, informatyką, chemią, krystalografią, związkami między obyczajowością erotyczną i osteologią, biologią i zachowaniem się polarników, technologią i polityką, metafizyką i teologią, psychotroniką i polityką, okultyzmem i informatyką…
Zdumiewająca ta wyliczanka, no nie? Taka wiedza, tak wszechstronne pola zainteresowań! Mówi się o takich ludziach: „człowiek Renesansu”. Dzisiaj ten „przymiot natury” (a raczej kultury) zanika, bowiem dopadły nas „wąskie specjalizacje”. I w ogóle „format humanistyczny” chyba jest w zaniku.
Lem był lwowiakiem; podobnie jak mój ojciec (1922-1981). Może chodzili do jednej szkoły, może razem podczas przerwy wyskakiwali na jej tyły na szybkiego papieroska? Tego nie wiem, ale wiem, że w tamtych czasach wiedza inteligentów była solidniejsza i bardziej wszechstronna. Dam przykład: mój ojciec był z wykształcenia ekonomistą i prawnikiem; pracował w przemyśle. Kiedy ja oblałem na studiach egzamin z łaciny i pojechaliśmy zaraz potem na wakacje, ojciec wziął mnie w obroty z tą łaciną. Wróciliśmy do Warszawy i egzamin poprawkowy zdałem.
Ja jestem „formatem humanistycznym”, tzn. debilem wszelkich nauk ścisłych i pragmatycznych. Gdy przeczytałem tę wyliczankę Beresia na temat Lemowych pasji, to aż użaliłem się nad sobą. Ale cóż – Bozia nie dała…
Refleksja szersza zmierza wszakże w tym kierunku, że świat się „cyborgizuje”. Nauki humanistyczne otoczone są murami campusów, a ich zwykli, prości pasjonaci po drugiej stronie tych murów coś jeszcze kwilą. Owszem, jest nas niemało, jednak zbyt mało. Czy ten trend się odwróci? Moim zdaniem nie. Kultura jest kwiatkiem do kożucha, deserem po obiedzie; ona przetrwa kolejne stulecia, ona na pewno nie zaginie, ale pozostanie strumykiem wpadającym do głównego nurtu. Sartre powiedział: egzystencja wyprzedza esencję. Tak było zawsze. Teraz jednak następuje przyśpieszenie; elektronika zmienia gwałtownie świat. Jednak czy przestaniemy marzyć, kochać, fantazjować? Nie sądzę. Toteż ubolewając nad atrofią „formatu humanistycznego” wierzę w was – idealistów, poetów, malarzy, muzyków, filozofów… Zostańcie konserwatystami!