Co z książkami?
Wpis dodano: 6 czerwca 2013
Po wielu latach wziąłem się za selekcjonowanie książek. Mój księgozbiór nie jest tak wielki jak te, które wielkimi nazwać możemy, ale też o wiele większy od przeciętnych domowych księgozbiorów. Książki, rzecz jasna, kupowałem, ale pracując w redakcjach pism literackich znosiłem także do domu co ciekawsze. Wieloletnia moja obecność w środowisku literackim sprawiała również, że koledzy, a nawet autorzy nieznajomi przysyłali mi swoje kolejne dziełka. No, uzbierało się tego, uzbierało.
Mam tytuły arcyciekawe, cenne, takie, które są podstawą mojej biblioteki. Sporo wydawnictw encyklopedycznych i słownikowych, podręcznikowych itp. Ale mam też tytuły mniej znane, jednak takie, do których przywiązuję wielką wagę lub otaczam szczególnym sentymentem. A pośród tego wszystkiego tomiki i prozę autorów, których już nawet nie kojarzę; często są to rzeczy drugorzędne, nie budzące we mnie żadnych emocji. Ot, sytuacja typowa dla każdego księgozbioru. Jak to teraz przesiać? I co zrobić z książkami, które muszą ustąpić miejsca nowym i ważniejszym? Kłopot polega na tym, że moje książki są tak stłoczone, iż nie sposób jakiejkolwiek, którą szukam, znaleźć. Ilekroć potrzebuję wziąć do ręki jakiś tytuł sprzed lat, wpadam w panikę, rezygnuję albo zaczynam kolejną demolkę tych stosów.
W Warszawie biblioteki już nie przyjmują darowizn – brak miejsca na półkach. Alarmująca jest sytuacja biblioteki ZLP – tam od dziesięcioleci każdy członek Związku przynosił swoją nową książkę i w ten sposób „kolekcje autorskie” były kompletne. Od pewnego czasu biblioteka ta wstrzymała przyjmowanie tych darów – oni też już nie mają ani jednego wolnego centymetra na półkach.
Słyszałem, że na tzw. prowincji tego typu zbiory są chętnie przyjmowane przez biblioteki szkolne i publiczne – ale gdzie?, ale komu to zawieźć? A wyrzucić książkę grzech… Mam nadzieję, że jakoś wybrnę z tej sytuacji…