Co poeta ma na myśli?
Wpis dodano: 27 lipca 2018
Co poeta ma na myśli, to wystarczy przeczytać jego wiersz? Otóż to nie jest takie oczywiste. Komunikatywność poetów bywa różna. Leopold Staff pisał, że wiersz powinien być tak jasny jak spojrzenie w oczy i prosty jak podanie ręki.
He, he, te czasy przeszły do historii. Zaczęło się to na dobre w XX-leciu międzywojennym, a potem wiersz biały i nieregularny zaczął dominować. A tzw. dykcja literacka wyczyniała i wyczynia rozmaite wygibasy.
Ale problem nie w tym. To, o czym tu piszę, dotyczy wyłącznie komunikatywności. Otóż i zwykli czytelnicy, ale i my, krytycy, mamy wielokroć problemy ze zrozumieniem wiersza. Trywialnie mówimy o tym: bełkot!
Z tym „bełkotem” to jednak trzeba obchodzić się ostrożnie. Bowiem niejednokrotnie my nie rozumiemy wiersza, ale inni go rozumieją. A więc mamy do czynienia z kompetencjami odbioru.
Powiesz: „ale on bredzi i gmatwa”. A to raczej ty „nie łapiesz bluesa”. Tak znane dzieło jak np. Jamesa Jyce’a pt. Finnegan’s Wake może być lekturą wyłącznie dla „wtajemniczonych”. A to „wtajemniczenie”, to nic innego jak oczytanie i jako taka wiedza o literaturze.
Mówiąc wprost: dla jednych może być Mniszkówna, dla innych Joyce. A więc poczciwą sentencję Staffa możemy wyrzucić na śmietnik.
Literatura ma różne szczeble wtajemniczenia – i to jest ważne. Bo nie możemy wymagać od czytelników, by byli obeznani w „lekturach ambitnych” czy nowatorskich.
A więc tytuł tego wpisu: Co poeta ma na myśli? guzik poetę obchodzi. On pisze swoje. Kto jest oczytany, ten wie; kto czyta literaturę lekką, łatwą i przyjemną, niech czyta. To zupełnie jak z jabłkami: jedni lubią papierówki, a inni renety. I na tym kończę swoje swoje – he, he – „rozważania”.