Być poetą
Wpis dodano: 20 marca 2017
Być poetą? Dobre pytanie. Tylko jakim, kiedy i gdzie?
Aby być poetą, nie trzeba mieć żadnego wykształcenia. O byciu poetą nie decyduje wiedza, przeszkolenie, certyfikat. Nie decyduje też takie czy inne wykształcenie. Poetą może być prawnik, lekarz, nauczyciel, inżynier, rolnik i w ogóle ktoś, kto po maturze dalej w ogóle się nie kształcił. Poetą – konkludując – może być każdy. Bycie poetą to kwestia predyspozycji, osobowości, inklinacji.
O czym by to świadczyło? Ano chyba o specyficznej wyobraźni, potrzebie autoekspresji i talencie. Choć z tym ostatnim różnie bywa, bo można być także poetą nieutalentowanym. Zagadkowy to splot predyspozycji i potrzeb. Ilość „wariantów osobowościowych” jest chyba nieskończona, w każdym razie bardzo indywidualna. Jedno jest pewne: nie zostanie poetą ten, którego sztuka w ogóle nie interesuje. Z tego zresztą także nie musimy sobie zdawać sprawy, to mamy w sobie albo nie.
Istnieją te dwie kategorie: poeta natus („naturszczyk”) i poeta doctus („uczony”). Ten pierwszy nie troszczy się wiwisekcjami własnych inklinacji, raczej nie rozmyśla nad warsztatem swojego pisania itd. – ot, po prostu wiersze „same mu się piszą”. Doctus natomiast tworzy i rozbudowuje własną autoświadomość, w jego przypadku „wiersz nie spada z nieba” ani się nie śni; on wie, co i jak chce pisać, i posiada „ideę pisania”. Jest szalenie oczytany i orientuje się, w jakiej orkiestrze gra. Siłą rzeczy model jego tworzenia posiada walor intelektualny.
Zestawcie sobie na przykład dwóch poetów: Eliota i Ryszarda Milczewskiego-Bruna. To przecież są przypadki nieporównywalne i tworzące swoje wiersze na innych planetach. I w zasadzie nie ma co deliberować, który z nich lepszy. Są zupełnie inni, ale w tym może cały cymes poezji, że jest ona tak bardzo różna. Mówiąca tyloma „językami” i poruszająca się w tak wielu przestrzeniach emocjonalnych, intelektualnych i światoobrazowych.
Chyba dawnymi czasy było łatwiej to wszystko uporządkować. Pomyślcie: np. w dobie Romantyzmu czy Pozytywizmu poezja podporządkowywała się sytuacji historycznej i konkretnemu programowi ideowemu. Ja jeszcze pamiętam czasy, gdy moi ciut starsi koledzy tworzyli „grupy programowe”. Dziś tego już nie ma. Dziś mamy czasy rozproszonego indywidualizmu.
O czym by to świadczyło? Ano o tym, że zrezygnowaliśmy z jakichkolwiek „przesłań zbiorowych”, czyli każdy poeta chce mieszkać na osobnej planecie. Czy to dobrze czy źle? Hm, takiego pytania chyba nie warto stawiać. Po pierwsze, każdy czas ma swoją specyfikę, a – po drugie – to tak naprawdę poziom poezji wynika nie z zamierzonej ideologii, tylko z indywidualnych talentów. Czy mamy ich dużo? Tak! Mamy! Ale mamy też dużo poezji byle jakiej, nazbyt amatorskiej, nic nowego nie wnoszącej do literatury. Wszakże nie martwcie się: ktoś to wszystko po nas posprząta. Najczęściej tym sprzątaczem jest kurz zapomnienia.