Będzie lepiej czy gorzej?
Wpis dodano: 15 kwietnia 2014
Wyobraźmy sobie taką sytuację: ktoś w dużym mieście, np. w Warszawie, jest nie tylko biznesmenem z pełną kiesą, ale i szczerym admiratorem kultury. Zakłada więc wielką księgarnię (z czasem może całą ich sieć), która specjalizuje się w sprzedaży książek z zakresu szeroko pojmowanej humanistyki i kultury, w tym zwłaszcza literatury. Dział poezji jest w niej – oczywiście – ogromny. I nawet wszystkie pisma literackie można tu kupić. Ta sieć ma ambicje, aby można w niej było znaleźć na bieżąco każdy tomik wierszy wydany w Polsce, każde czasopismo.
No… Eldorado! Pytanie tylko: dla ilu potencjalnych nabywców? Obawiam się, że dla garstki. Czytelnictwo stało się zjawiskiem i pojęciem dosyć szerokim; jak wiadomo większość odbiorców szuka książek innego typu niż poezja czy ambitna proza. W ogóle pojęcie „masowości” nie wchodzi tu w rachubę. Po nową książka Myśliwskiego czy Różewicza nigdy nie ustawią się takie kolejki jak przed stadionami piłkarskimi po bilety na mecz. Zawsze tak było i tak pozostanie.
Łatwo więc przewidzieć, że nasz księgarski biznesmen-idealista szybko splajtuje lub wycofa się z interesu. Ech, a tak pięknie to wszystko się zapowiadało. A tu jeszcze jeden, który nas zawiódł.
Nie znam się na ekonomii, ale znam jej główne prawo: business is business. Z miłości to warto książki czytać, a nie przez nie plajtować. Dlatego nie spodziewajmy się takich cudów, jak powyżej wyśniony.
Ale załóżmy, że taka księgarnia jednak by powstała. Mam złą wiadomość: sprzedawałyby się w niej tylko dobre i znane nazwiska. Reszta pokrywałaby się kurzem i smutnie patrzyłaby na nas swymi zakurzonymi okładkami. Taka księgarnia jest więc niepotrzebna. Każda dystrybucja, każdy handel są nastawione na popyt. Brak popytu czyni handel bezcelowym.
Zapominamy tylko, że mamy inną księgarnię, która jest pod ręką i w której znajdziemy coś mało popularnego, na czym nam zależy. Taką księgarnią jest – oczywiście – internet. Można w nim kupić niemal każdą książkę bezpośrednio od autora lub, częściej, od wydawcy.
Stała się także inna ważna rzecz. W takiej właśnie sprzedaży nakład się nie wyczerpuje ani nie trafia na przemiał. Dlaczego? Dlatego otóż, że coraz częściej wydawcy wydają nowy tomik wierszy w znikomej ilości egzemplarzy. To znaczy: w ilości przewidywanej do „upłynnienia”. Jeśli np. autor chce, by wydawca dostarczył mu 300 egzemplarzy tomiku finansowanego z portfela autora, to nic prostszego: wydawca drukuje te 300 egz. i dostarcz je autorowi. Dzieje się i tak (coraz częściej), że wydawca wydaje np. tylko 50 egzemplarzy. Z tego 30 dostaje autor, a resztę – załóżmy – się sprzeda. I co? I książka zniknęła? Otóż nie. Dziś nastąpiła rewolucja w komputerowej poligrafii. Książkę wydrukowaną w owych 50 egz. można dodrukować z dnia na dzień w dowolnej ilości. Tak więc wydawca nie ma żadnego problemu z podejmowaniem ryzyka zbyt wysokiego nakładu. Wydaje nakład najniższy z możliwych. Ale w sytuacji popytu może codziennie dodrukowywać 10 egz., 100 egz., 1000 egz. – zależnie od potrzeby.
W ogóle musimy mentalnie przygotować się do transformacji w tej branży. Internet będzie coraz większą rolę odgrywał w czytelnictwie i rozpowszechnianiu książek; „lektura elektroniczna” będzie wypychać „lekturę papierową” itd. My się do tego z trudem przyzwyczajamy, dla naszych dzieci będzie to coś zupełnie normalnego i oczywistego. Nie jesteśmy, niestety, w stanie przewidzieć, czy czytelnictwo takie, siakie lub owakie zacznie wzrastać czy maleć. W tym ostatnim przypadku rodzi się pytanie o naszą kulturowość. Ale tu też nie śpieszyłbym się z kasandryczny lamentem. Transformacje kulturowe zmieniają model, ale z góry nie wolno nam przesądzać, że na gorszy. Po prostu na inny. Jedno jest pewne: kultura jest immanentną, wręcz fizjologiczną potrzebą ludzką. Może w różnych okresach ewoluować ku lepszemu, ku gorszemu, ale jej atrofia całkowita jest niemożliwa. Te stany rozkwitu i uwiądu są naprzemienne. Dlatego wciąż się upieram przy spokojnych, stoickich ocenach paradygmatów, których przemiany towarzyszą niemal każdemu pokoleniu.
PS. Przy okazji polecam link http://wyborcza.pl/magazyn/1,137770,15785648,Folwark_polski.html – tam niesłychanie istotna dyskusja na temat historycznych kontekstów naszej polskiej mentalności i aksjologii…