Bądźcie dzielni!
Wpis dodano: 19 grudnia 2016
Tylu ludzi umiera każdego dnia. Nie wiem, ilu, ale wiem, że „tylu”. Zapewne dużo. I zapewne każdego dnia tylu ludzi się rodzi.
Jeśli na przykład jesteśmy już w starszym wieku, to tych obecnie przychodzących na świat słabo poznamy. Dlatego, że zanim oni dorosną i zanim ich część coś nowego stworzy, wymyśli, zbuduje – to nas już nie będzie.
W moim pokoleniu już wiadomo, kto został „szarym człowiekiem”, mało powszechnie znanym (co nie znaczy, że bezwartościowym), a kto żył tak, że ślad po nim zostanie. Ostatnio niemal nie ma tygodnia, by nie odchodził ktoś znany. Kilka dni temu zmarł Bogdan Smoleń dwa lub trzy lata starszy ode mnie. I znowu kawałek mojego świata ubył. Przez dziesięciolecia bawił mnie (i nas) swoimi wygłupami, ale tak cudownymi, że byłoby bardziej szaro, gdyby ich nie było.
Ojcowie i dzieci… Te dwie formacje nadbudowują od wieków kolejne piętra wspólnego domu. Jednak nie ma, na szczęście, ostrej cezury wiekowej. Nie ma grubej krechy, która by ojców odcinała od dzieci. To jest potok, który płynie. Póki nie wpadnie on do morza, póty budujemy życie razem. Ale nadchodzi i ta gruba krecha, że my już na zawsze przestajemy uczestniczyć.
Co pozostaje? Ano pamięć. Ale też rzeczy materialne. O kulturze nie zwykło się mówić, że jest dobrem materialnym. Raczej że duchowym. Ale jednak książki potrafią przetrwać setki lat na półkach, obrazy w ramach, muzyka w nutach itd. Uzbierała się tego przez wieki cała Wieża Babel. To nasze wiano – chyba największy nasz skarb, choć na co dzień nie przywiązujemy do tego zbytniej wagi. Nie musimy. Gdy nadchodzi potrzeba, to wszystko jest.
Z medycznego punktu widzenia chyba nie istnieje „gen kulturowy”. A jednak – moim zdaniem – on jakoś istnieje, bowiem osadza się w naszej mentalności, tzn. w psychice, z którą też przychodzimy na świat. Gdzieś w genach i w podświadomości mamy spuściznę stuleci, nawet o tym nie wiedząc.
Niestety, nie jest aż tak słodko. W tych genach dźwigamy także wojny i bakcyle zła. Przemienność „dobrego czasu” ze „złym czasem” powtarza się, jakby to była jakaś historiozoficzna (lub magiczna?) sinusoida. Na przykład życie mojego pokolenia toczyło się we względnym spokoju, jednak od jakiegoś czasu to zaczyna się sypać, i to nie tylko w Polsce, ale i w Europie, i chyba na wszystkich kontynentach. Demiurg zła z demiurgiem pomyślności są jak dwaj faceci, którzy się wiecznie przepychają, w końcu tłukąc po mordach.
Jesteśmy lemingami, które same powodują własną zagładę.
Teraz zaczynam patrzeć z pewnym zadowoleniem na swój schyłkowy wiek. Młodzi mogą stracić więcej niż starzy. Nie życzę tego nikomu. Ale cena owej „sinusoidy historiozoficznej” może być wysoka. Bądźcie dzielni!