Być krytykiem… « Poezja, krytyka, kultura Leszek Żuliński
 

Być krytykiem…

Czy krytyka literacka schodzi na psy? Hmmm, taka diagnoza byłaby zbyt dalece posunięta. Owszem, brakuje takich gigantów, jacy zdarzali się dawniej (np. Błoński, Sandauer, Wyka…), ale też nie ma tak opiniotwórczych poetów czy prozaików, jak jeszcze do niedawna. To jest swoiste signum temporis związane z innym miejscem i funkcją literatury w nowych czasach.

Jak zawsze – nie brakuje bardzo dobrych krytyków. Jednak ich wpływ na „sławienie” książek jest mniejszy niż był, ich autorytet gdzieś ginie w tej polifonii kulturalnej, w której literatura straciła tron Królowej Sztuk.

Problemem naszego czasu stało się „urynkowienie” kultury, jej „obligacje” biznesowo-marketingowe. Książka jest towarem i tak jak inne produkty musi „się sprzedawać”. A jak powtarza Marek Wawrzkiewicz za jakimś Francuzem, dobra książka jest jak piękna kobieta – sprzedaje się niełatwo.

Problemem krytyków jest konkurencja komercyjnych recenzentów. Tzn. pisze się recenzję tylko po to, by utorować książce drogę do nabywcy, a więc zwiększyć jej sprzedaż, a więc zwiększyć zysk z tej sprzedaży. Toteż funkcja krytyki skomercjalizowała się.

A krytyk i recenzent jednak powinni być niezależni, pisać con amore, a nie pełnić rolę pracownika reklamy.

Czy dobry krytyk musi być obiektywny? Ależ skąd! Każdy krytyk ma prawo do subiektywizmu, do swoich upodobań, preferencji, zakochań… Nie może się jednak mylić drastycznie, czyli: dobrze, jeśli zakochuje się w dobrym autorze.

Obserwuję na przykład pewnego wydawcę, praktykującego poetę i krytyka, który ma własną oficynę i tam odpłatnie (no bo naprawdę już inaczej się nie da) wydaje tomiki poetyckie. Po czym natychmiast pisze na swojej witrynie entuzjastyczne recenzje z tych książek. Ma do tego prawo? Ma! Ale coś tu zgrzyta, bo takie zachwalanie jest przede wszystkim działaniem na rzecz własnej firmy. Toteż czytając te zachwyty wydawcy nad własną produkcją, nie przywiązuję do nich zbytniej wagi.

Warianty tego typu „nadużyć” nie uwiarygodniających tekstu recenzenckiego są liczne. Nie starczyłoby miejsca na ich rejestrację i opis. A my, mając świadomość, że to biznes, biznes i jeszcze raz biznes – przestajemy krytykom wierzyć.

Boli mnie i to zjawisko, że Polska jest podzielona na „księstwa poetyckie”, mające swoich nadwornych krytyków. Oni niechętnie wystawiają nosa poza opłotki, w których się zadomowili, ale to zjawisko jestem skłonny już bardziej tolerować niż wcześniej wspomniane. Jednak efekt uboczny jest taki, że powstają „towarzystwa wzajemnej adoracji” nieskore i nieumiejące dostrzec, że w innym „księstwie”, w innej poetyce dzieją się równie ciekawe rzeczy. Dobry krytyk powinien mieć umiejętność rozpoznawania dobrego lub złego tekstu. I to wyznacza granicę nieprzekraczalną. Jeśli kocham np. futurystów, to powinienem umieć docenić np. autentystę. Nie przepadam – powiedzmy – za autentyzmem, ale muszę dostrzec, że ten czy tamten poeta z tej gildii jest niezły.

Tak, tak… – gąszcz dylematów, rozterek i trudnej nauki obiektywizmu, bez tracenia, ale i nadużywania własnego subiektywizmu.

No cóż… Zobaczymy, jak te sprawy będą dalej ewoluować, nie mamy na nie wpływu, choć nie wykluczam sytuacji, że nasze nasycone bogactwem społeczeństwo zacznie kiedyś szukać ponownie wartości w literaturze, a krytyk i recenzent staną się mu potrzebni jako przewodnicy na szlaku lektur.

BLOG

 

Copyright © 2006-2019 www.zulinski.pl
Strona oparta na WP