Ta cholerna pandemia
Wpis dodano: 31 maja 2021
Niby sobie normalnie żyjemy i przede wszystkim pracujemy. Ale jednak różne bramy przed nami się zakneblowały. Nie możemy tak po prostu żyć jak to latami bywało.
Najtragiczniejsza jest śmiercionośność: już tysiące ludzi poumierało i nie wiemy jak to długo jeszcze potrwa.
Nieustannie dudni mi w uchu, że aż cztery lata może to potrwać – może nie, a może jeszcze gorzej?
Te apokalipsy już znamy; o dawniej dżumie i cholerze do dziś rozmawiamy… I chyba od dawna już wiemy, że nie jesteśmy „panami tej Ziemi”.
Gdyby nastąpił jakiś kataklizm, to wszystko by się zawaliło.
Oto esencja Natury: ona ma klucze do absolutnie wszystkiego.
Jak to się potoczy, nie wiemy, ale „póki my żyjemy” to jest jednak najważniejsze.
Więc co robić? Ano to, co zawsze…
Wiem, ponure te moje rozważania, ale warte kontynuowania. Po zimie nadchodzi marzec, kwiecień, maj, potem lato i to curriculum zawsze daje nam pożytek.
Pamiętacie ten cudny fragment: Kręć się, kręć wrzeciono, / Wić się tobie wić! / Ta pamięta lepiej, / Czyja dłuższa nić!
No więc może z mojego zrzędzenia nie powali nas pandemia! Jednak pomór ostrzy kosę i tysiące ludzi już umarło.
Oto nasze piękne życie drży powiewem wiatru z chińskiego miasta Wuhan (w sumie dla ludzi niewinnego); czy to czujecie? Lecz to nie Wuhan jest paskudny, tylko Natura tańczy tego cholernego „mazura”…