Dobra liryka, kiepska krytyka…
Wpis dodano: 5 lipca 2011
Pisałem na tym blogu już kilka razy, jak denerwują mnie fora poetyckie. Kwitnie tam domorosłe recenzenctwo – koleżeńskie, a nawet kumplowskie w tonie, jednak tak amatorskie, że czasami aż chce się ręką walnąć w monitor.
Tym razem zawiodło mnie pismo nieamatorskie, z którym skądinąd z zadowoleniem współpracuję od lat – „Latarnia Morska”.
Pani Jolanta Szwarc pochyliła się nad ostatnim tomikiem Izabeli Fietkiewicz-Paszek pt. „Próby wyjścia”. Fietkiewicz debiutowała niedawno, swoimi dotychczasowymi dwoma tomikami (pierwszy nosił tytuł „Portret niesymetryczny”) wpisała się w czołówkę poetycką swojego pokolenia, pokazała osobność osobowości, intelektu i języka, jakie już zapewniają jej miejsce pośród najlepszych. Jest i oryginalna, i przejmująco wnikliwa oraz czuła we własnym przeżywaniu świata.
„Próby wyjścia” to tomik inspirowany malarstwem i zafascynowany imaginarium tzw. ekfrazy. Oczywiście rzecz nie w tym, żeby malarstwo „streszczać”, opowiadać, tylko, żeby poprzez nie mówić o sobie i o swoim świecie. Toteż Fietkiewicz nie staje obok Belliniego, Rembrandta czy Chagalla tak, jak przewodnik w muzeum staje, by opowiedzieć obraz wycieczce szkolnej. Fietkiewicz przechodzi na drugą stronę swych inspiracji i fascynacji – i tam spotyka siebie. To „siebie” jest tu warte czytania i przeżywania. I to ono decyduje o wspaniałości tych akurat wierszy. Pani Szwarc jednak tego nie dostrzegła. Dlatego wolę, gdy malarstwo komentuje Fietkiewicz lub prof. Andrzej Banach niż Pani Szwarc, tak jak wolę czytać krytyka Sandauera lub Błońskiego niż fora poetyckie.
Oczywiście abstrahując od tego konkretnego zdarzenia, sprawa ma szerszy wymiar: krytyka zamiera. Poszła w niedouczony lud, na agorę i w Hyde Park – gawiedź kupuje te niedojrzałe frukta, bo te lepsze, te z delikatesów – dla niej za drogie i zbyt wyrafinowane.