Kresowa Atlantyda
Wpis dodano: 10 sierpnia 2020
Nieco osobliwych i bezcennych książek mam na swoich półkach. Między innymi jest to dwutomowa księga Stanisława Niciei, byłego rektora Uniwersytetu Opolskiego. Była ona wydawana – tom po tomie – aż do 2015 roku. A może dłużej?
Księga ta ma tytuł Kresowa Atlantyda. Historia i Mitologia Miast Kresowych. Mam tylko VI i VII tom i wiem, że w sumie tych tomów jest 16-naście (może doszły nowe?).
W sumie jest to dzieło wielkiego kalibru i niesłychana opowieść o kresach polskich.
Dla nas, kresowiaków, to dar nad dary. Ja wprawdzie urodziłem się cztery lata po wojnie, już w naszej Opolszczyźnie, ale nie zapomnę, jak mój Ojciec – lwowiak – nieustannie żył tamtymi wspomnieniami. I jego Matka (a moja Babcia) oraz siostra Lidka wspominali Lwów nieustannie.
Moim licealnym nauczycielem fizyki był profesor Stanisław Szybalski. Jednego nie zapomnę: co jakiś czas przychodził nieopodal ze swojego mieszkania do nas, do mojego Ojca, rozkładali na podłodze mapę Lwowa i palcem wodzili po zapamiętanych ulicach.
Gniazda się nie zapomina tym bardziej, że Lwów to było miasto i piękne, i kulturowo wspaniałe. Na dodatek tam gdzieś, na Cmentarzu Łyczakowskim, pozostał (albo był) grób mojego Dziadka, Stanisława Żulińskiego.
Moja Mama też była kresowianką, ale ze Stanisławowa. Tak więc tamten polski Wschód panoszył się w naszym mieszkaniu. A jako że rodzice mojej żony też pochodzili z kresów, to do dzisiaj obchodzimy Boże Ciało i Wielkanoc według obrządków Polski wschodniej. U nas nie dominowały rozmaite mazurki tylko kutia. Nie wiecie, co to kutia? He, he, w Wikipedi może to znajdziecie.
Przed laty pojechałem do Lwowa. Odnalazłem dom moich dziadków. Stoi! A ja tu od lat siedzę w warszawskiej dzielnicy Ursus i wypatruję czas, którego już nie ma.