Mój przyjaciel Icek
Wpis dodano: 6 lipca 2020
Było to dawno temu, jeszcze za czasów PRL-u.
Pojechałem gdzieś pod Lublin, gdzie zaproszono mnie na wieczorek poetycki. Wszystko odbyło się rutynowo, a potem spacerowałem sobie po tamtym miasteczku. Po kilku chwilach poczułem delikatny dotyk jego ręki. Odwróciłem się i zobaczyłem starego, prawdziwego Żyda, który intensywnie we mnie się wpatrywał. Był w żydowskim chałacie. Twarz miał zarośniętą gęstą, czarną brodą…
Nic nie powiedział, tylko włożył mi w rękę drewnianą statuetkę. Była na niej – wypisz, wymaluj – jego twarz. Uśmiechnął się życzliwie i powolutku się oddalił.
Do dzisiaj jego „ikona” wisi w moim pokoju. Często z nią rozmawiam i dysputy prowadzę.
Chciałem tu, na tym wpisie, zamieścić grafikę tej statuetki. Po raz pierwszy obraz nie dawał się zmniejszyć. Hm, może Icuś postawił na tym szlaban? Podejrzewam, że to on sobie tego nie życzył.
I to jest cała moja opowieść. Resztę sami sobie dośpiewajcie…
Nawiasem mówiąc teraz już chyba nie zobaczycie tamtych starych, prawdziwych, ortodoksyjnych Żydów. Podobnie jak i Cyganów. A ja jeszcze pamiętam kolorowe tabory cygańskie, które jeździły od miasteczka do miasteczka…
Ech!, w jakiej mgle czasu to wszystko się rozwiało? Folklor jest coraz bardziej sztuczny, a jeśli nawet miły, to już niezupełnie prawdziwy. Kochana młodzież ma swój nowy „folklor”. No i dobrze, bo trudno aby żyła naszą pamięcią. Curriculum Vitae! – z pokolenia na pokolenie.