Irmina
Wpis dodano: 14 października 2019
Zamieć mgłami niebo kryje, / Wichrów śnieżnych kłęby gna, / To jak dziki zwierz zawyje, / To jak małe dziecię łka. / To ze strzechy nam słomianej / Wyrwie z szumem kępę mchów, / To jak pielgrzym zabłąkany / W okieneczko stuknie znów. // Bida z lichą tą chatynką! / Ledwo się światełko ćmi. / Czemuż, moja starowinko, / W kątku tak przymilkłaś mi? / Czyś znużona tą zamiecią / Zawodzącą głuchy tren, / Czy miarowy turkot wrzecion / W błogi cię pogrążył sen? // Pijmy, wierna towarzyszko / Moich biednych młodszych dni. /Jak nie sięgnąć do kieliszka, / Kiedy w sercu smutek tkwi? / Zanuć piosnkę o ptaszynie, / Co za morzem gniazdko ma, / Zanuć piosnkę o dziewczynie, / Jak po wodę rankiem szła. // Zamieć mgłami niebo kryje, // Wichrów śnieżnych kłęby gna, / To jak dziki zwierz zawyje, / To jak małe dziecię łka. / Więc wypijmy, starowinko, / Przyjaciółko troski mej! / Pijmy z żalu; gdzież to winko? / Zaraz sercu będzie lżej.
Ten wiersz pt. Wieczór zimowy napisał Aleksander Puszkin, a na polski przełożył go Julian Tuwim.
Ten wiersz po raz pierwszy usłyszałem w oryginale jako licealista z ust naszej nauczycielki, rusycystki Irminy Kamińskiej. Zaczęła go w klasie mówić po rosyjsku i widzieliśmy jak powoli łzy zaczynają płynąć po jej policzkach. Ale nie, Irmina nie płakała. To były łzy szczęścia wzbudzone tamtym wierszem. A innym razem też widziałem jej łzy, ale już gorzkie, gdy opowiadała nam jak Puszkin zginął w pojedynku od kuli Georgesa d’Anthes. Boże, jak Irmina musiała przeżywać literaturę!
Ta samotna nauczycielka – Polka – dopiero po latach repatriowała się z ZSRR do naszego kraju i właśnie w naszym liceum dostała posadę rusycystki.
Żyła literaturą. W samotności literatura była zapewne sednem jej życia.
Przyznam szczerze: Pani Irminy zbytnio nie lubiliśmy. Była wymagająca, kostyczna, małomówna… Dopiero potem pojąłem jej samotność i jej życie zamknięte w literaturze… Kiedy teraz wstawiam ten wpis, sam mam łzy w oczach… To są jej łzy, które bolą mnie do dzisiaj.