Godziny przy piórze
Wpis dodano: 5 listopada 2018
W wierszu Stanisława Grochowiaka Ars Poetica jest ta znana fraza: Godziny przy piórze – one leczą rany. / One też wstrzymują od ran zadawania… Piękna, mądra fraza! O tym przez całe lata młodości nie wiemy. Dopiero gdy zatrzaśniemy się w samotności, zaczynamy to sobie uzmysławiać.
Młodość jest „huczna” – poznajemy świat, życie, ludzi, no i własne marzenia czy ambicje. Kiedy to wszystko już mamy, to z racji wieku zamykamy się w domu. Tu jest nasza forteca! Świata już się „nachapaliśmy”. Zresztą mamy ręce pełne roboty: czytamy, piszemy, dyskutujemy, rozważamy.
Ja od jakiegoś czasu czuję tę zmianę. Coraz mniej wychodzę z domu (choć nadal jestem mobilny) i coraz częściej nie wstaję ze swojego przepastnego fotela, bo czytam. A poza tym ślęczę przy komputerze, bo przecież nadal piszę recenzje i inne teksty. I to są właśnie moje „godziny przy piórze”, czyli klawiaturze (bez której nie byłoby przecież także tego bloga, jaki teraz czytacie).
Tak, czuję się coraz bardziej samotny, ale jazgot „salonowy” i towarzyski już mnie męczą. Najbardziej obawiam się o swoją mobilność. Jeżdżę jeszcze na niektóre imprezy, spotkania autorskie, prelekcje, warsztaty… Co będzie, kiedy samochód zacznie mnie ostrzegać: gdzie się pchasz? I wtedy będę wychodził z domu tylko do sklepiku. Albo do parku ze swoją wnusią Natalką.
Klasyczne tetryczenie? O!, szykuję się do niego od dawna – przecież na portalu Salon Literacki prowadzę comiesięczny felieton pt. Wspominki tetryka. Czyli: wykrakałem sobie.
Może to jest nie tyle sprawa wieku, co sprawa zmęczenia? Byłem przez lata bardzo aktywny i mobilny. Dużo się działo. Teraz już tylko z grubsza pamiętam, gdzie, kiedy i dlaczego skakałem po tym życiu literackim. Ale oczywiście nie żałuję i nie marudzę – to były piękne lata. Cudna, nowa szarańcza literacka je przegania, ale tak właśnie ma być. Mogę tylko jedno doradzić: tetryczejcie nieśpiesznie, bądźcie aktywni dopóki się da. Do usranej śmierci, jak mawiała moja ś.p. babcia, energetyczna lwowianka…