Ale koncert!
Wpis dodano: 15 czerwca 2018
Byłem niedawno w warszawskiej Sali Palladium przy ulicy Złotej na koncercie Piotra Bukartyka. Wiedziałem o jego istnieniu, ale była to wiedza dalece połowiczna. Z koncertu wyszedłem rozgrzany i pełen uznania.
Bukartykowi towarzyszył czteroosobowy zespół; w nim gitarzysta odgrywał główną rolę (znakomitą!). Sam zresztą artysta też na gitarze klasycznej bez ustanku zaiwaniał. Ech, całość to był majstersztyk. Oni wszyscy byli perfekcyjni.
Sam Bukartyk (rocznik 1964) to gościu nieszablonowy. Nawet gdyby nie śpiewał, to byłoby co słuchać. A gaduła z niego wielka. Przed każdą kolejną piosenką wygłaszał monologi na różne tematy, ale to były „pogaduszki” rewelacyjne – zabawne, na luziku, pełne weny, niegłupie… Często bardzo aktualne. Innymi słowy – facet odlotowy. Artycha pełną gębą. Do rana by nam się nie znudziło go słuchać. A on nawijał jak najęty, przy okazji nie szczędząc zabawnych, acz nie przerysowanych komentarzy wobec obecnej aury życia zbiorowego.
Tak sobie myślałem, że w branży artystycznej (i nie tylko estradowej) ważny jest power, osobowość, temperament. On to wszystko ma!
Ja w zasadzie rynku muzycznego nie śledzę, tzw. kompetencji nie posiadam, ale „dziwoląg” Bukartyka mnie uwiódł. Jeszcze raz okazało się, że w sztuce liczy się temperament, osobowość i osobliwość.
Sala była nabita po brzegi i chyba faceci musieli luzować krawaty, by się z radości i uznania nie udusić. Ale większość z nas była bez krawatów, bo na takie eventy nie przychodzi się w garniturach, tylko w dżinsach. Cały ten luz nasz artycha podbijał dodatkowo swoimi „didaskaliami”.
No więc jeśli w Pcimiu, Kaliszu, Łodzi czy Opatowie zobaczycie na murach plakaty o występie Bukartyka, to biegnijcie natychmiast po bilety, póki ich w kasie nie zabraknie. Wyjdziecie z koncertu bardziej syci niż po wcześniejszym obiadku czy – nie daj Bóg – drzemce.
Na marginesie: Maria Jaśminowska napisała o książce poświęconej Bukartykowi (był to wywiad-rzeka przeprowadzony przez Jakuba Jabłonkę i Pawła Łęczuka), co cytuję za portalem Salon Literacki: Tak więc „Bukartyk. Fatalny przykład dla młodzieży” to dobrze napisana (auto) biografia. Dla mnie to jednak coś więcej, to przede wszystkim książka o tym, jak być sobą – płynąć gdzieś poza głównym nurtem i mieć z tego satysfakcję. Nie jest łatwo, czasami jest nieprzyjemnie, ale można. I chyba na tym przede wszystkim polega „fatalny przykład” – bo jak to tak pokazywać, że nie trzeba być karną mrówką korporacyjną, że można inaczej myśleć, inaczej mówić, inaczej śpiewać.