Celebryci i ich tyłki « Poezja, krytyka, kultura Leszek Żuliński
 

Celebryci i ich tyłki

Stare powiedzonko mówi: jeśli się sam nie pochwalisz, to możesz czuć się jak opluty. Sęk w tym, że samochwalstwo to trudna sztuka. Być może nawet zbędna, bo ludzie cisi i skromni często większe wrażenia na nas robią. Ja już kurwami rzucam na to, co wyprawiają celebryci. Rozumiem: ich public relations to niby sprawa zawodowa, jednak znaj proporcje mocium panie. No ale oni muszą błyszczeć, świecić i być stale na topie. Tylko zauważcie, czy na przykład taki „celebryta” jak ś.p. Gustaw Holoubek otaczał się jakąkolwiek autoreklamą? Czy taki autor jak Wiesław Myśliwski bryluje „na salonach”?

A tu byle aktoreczka, byle piosenkarz, byle „salonowy tygrys” pchają się na szkło i na łamy plotkarskich pisemek, bo muszą nieustannie być na topie. A my koniecznie powinniśmy wiedzieć, jakim autem jeździ i że znowu zmienił partnerkę. Ba! Oto co czytam na portalu Wyborczej: Maja Hyży pokazała nową fryzurę i podzieliła fanów. Wprawdzie nie wiem, kim jest Maja Hyży, ale drżę, żeby w tej kwestii do bijatyk i manifestacji w całej Polsce nie doszło.

Ale co tam Maja Hyży przy Annie Musze. Na witrynie skądinąd poważnej „Gazety Wyborczej” czytam: Odważne zdjęcie Anny Muchy robi furorę w sieci. „Najlepsze pośladki polskiego show-biznesu?. Marzenie każdego mężczyzny”. No, ja pruderyjny nie jestem. W pośladki Anny Muchy też bym się zagapił. Sęk w tym, że „Gazeta Wyborcza” aż tak zbacza ze swojej marszruty. Wszyscy stają na głowie, żeby zdobyć publiczność. Ale mieszać pośladki Muchy i fryzurę Pani Mai z newsami politycznymi, społecznymi, gospodarczymi, to chyba nadmiar pomysłów na zdobywanie czytelników. Szwarc, mydło powidło – jak mawiali nasi rodzice.

Świat celebrytów jest bardzo pretensjonalny. Ale to nasza wina. Sporo ludzi czyta tzw. kolorową, plotkarską prasę i daje się wciągnąć na tamte – pożal się Boże – „salony”. Niektóre portale internetowe też pozyskują sobie w ten sposób czytelników. Na to nie ma rady – tak było, jest i będzie. Światek blichtru, „salonów”, „wybiegów” potrzebny jest tym, którzy do dziś czytują Mniszkównę lub zachłystywali się dico-polo. A na dodatek istnieje jeszcze kasta paparazzich, którzy żyją z tej taniochy. Ale to poniekąd nasza wina; to my, odbiorcy, tworzymy nimb tej osobliwej „kultury”.

Czy można z tym walczyć? Właśnie to teraz robię, ale z pełną świadomością, że bezskutecznie.

BLOG

 

Copyright © 2006-2019 www.zulinski.pl
Strona oparta na WP