Lifting witryny
Wpis dodano: 29 stycznia 2018
Na początku każdego roku aktualizuję tę swoją witrynę, na której teraz jesteście. Moim providerem jest Pani Ewa – niezastąpiona! Ja tu umiem robić tylko wpisy na blogu; gdybym się czegoś więcej dotknął, to by dopiero była „rozpierducha”. W tym roku uzupełnień jest niewiele, ale skrupulatności musiało stać się zadość. I tak wszystko, co tam widzicie, to wcale nie wszystko, ale już nie chcę witryny zamulać mniej ważnymi drobiazgami.
Gdybyście prześledzili menu witryny, to zobaczylibyście, ile tam różnych różności. Sprowadzają się one do jednego: do dokumentowania tego, co robię. Czasami aż sam się dziwię, ile tego się uzbierało. Ta aktywność była możliwa tylko dlatego, że w branży literackiej pracowałem od początku, a więc nie było tak, że wracałem umęczony z kopalni czy z jakiegokolwiek biura i wierszyk od czasu do czasu „mi się pisał” lub jakaś recenzyjka.
Wejdźcie na przykład na link Bibliografia. Jest tam chronologiczny spis moich książek, spis udziału w antologiach, wyborach, pracach edytorskich, spis mojego udziału w szkicach i tekstach zbiorowych oraz wykaz moich wstępów i posłowi do książek innych autorów – tu pada mój rekord: niemal 200 owych wstępów i posłowi. Spisu szkiców i recenzji tam nie zamieszczałem, lecz w komputerze mam je wszystkie – razem (na dzień dzisiejszy) – niemal 950 tekstów. Jakaś paranoja, czy co? Poza tym okazuje się, że jak dotychczas napisałem niemal 700 wierszy – dalece nie wszystkie były publikowane; jedne nie pasowały do żadnego cyklu, inne były pisane pour la hec, jak mówią facecjoniści, a bywały i takie, które nazywałem: zbyt śmieszne dla pań! Jednym słowem: sporo mierzwy w tym całym „dorobku”
A więc na tej witrynie dalece nie wszystko jest odnotowane – bo i po co?
Jeżeli wziąć pod uwagę, że pierwszy swój wiersz opublikowałem w 1971 roku, to znaczy, że od tamtego debiutu minęło ponad 45 lat. W sumie więcej recenzji niż wierszy publikowałem, bo współpracowałem z wieloma pismami, a potem też z portalami. Do mnie pasuje bardziej etykietka krytyka niż poety. I to mi odpowiada, bo poetą nie jestem, tylko bywam.
Wszystkiemu temu, co powyżej, towarzyszyło życie literackie, głównie obecność na wielu imprezach, prowadzenie warsztatów poetyckich, prelekcje, jurorowanie w konkursach itp.
No!, wybaczcie mi ten „remanent”. Gdyby nie coroczny lifting tej witryny, to w ogóle bym o tym nie myślał. Teraz już nie mam „ciśnienia na pióro”, ale z drugiej strony nie wiem, co ja bym robił, gdybym nie pisał.