Biedna książka
Wpis dodano: 10 kwietnia 2017
„Gazeta Wyborcza” – co czytałem na Onecie – podała dane związane z książką i czytelnictwem. Zapewne nie wszyscy to czytali, więc poniżej dane te cytuję:
Czytelnictwo Polaków – 37%
Przeciętne koszty książki – 50 zł (na tę cenę składa się: 15 zł usługi księgarni, 13 zł redakcja, grafika, druk, 5, 85 zł podatek VAT, 5,80 zł zarobek księgarni, 6 zł zysk wydawnictwa, 3 zł zarobek autora).
Rynek książki to obroty 3,5 mld zł (rynek piwa – dla porównania – to 14 mld zł).
W latach 90-tych mieliśmy około 3 tys. księgarń, obecnie mamy około 1,8 tys. księgarń.
I to jest koniec tej wyliczanki. No i jak to wszystko skomentować? Najbardziej wzruszył mnie 3-złotowy zarobek autora (na jednym egzemplarzu, rzecz jasna). Ale w tym wszystkim nie wspomniano, że spora grupa autorów (zwłaszcza poetów) wydaje książki własnym sumptem, tzn. pokrywa koszty wydania. I ci autorzy sami dystrybuują swoje książki. Wydawca w tej sytuacji jest raczej tylko wykonawcą prywatnej usługi.
Ale to nie wszystko. Na łamach „Newsweeka” znajduję artykuł Romana Omachela, w którym m.in. czytamy: W Polsce każdego dnia zamykane są dwie księgarnie. Czytamy coraz mniej książek – wydawcy liczą, że rynkową katastrofę powstrzyma ustawa podwyższająca ich ceny. I być może mają rację.
Ten biznes przypomina hazard – mówi zrezygnowanym głosem Piotr Bagiński, szef handlowy Wydawnictwa Czarne. – Na dziesięć wydanych książek pięć przynosi straty, jedna wychodzi na zero, a kolejna na lekki plus. I tylko jedna, a nie sposób przewidzieć która, przynosi zyski pozwalające sfinansować działalność wydawnictwa. Tym biznesowym hazardem para się ponad 2 tysiące wydawnictw, w większości drobnych, wypuszczających kilka książek rocznie. Liczących się graczy jest kilkunastu. I duzi, i mali próbują utrzymać się na rynku, którego prawie nie ma.
Polacy nie czytają bowiem książek. Co piąty rodak nie ma w domu ani jednego tomu, większość w ostatnim roku nie miała w ręku żadnego tytułu. Jeśli statystyczny Czech kupuje w ciągu roku 14 woluminów, to Polak ledwie 2,5 sztuki. W ciągu ostatnich sześciu lat liczba sprzedanych książek spadła prawie o 40 proc.
Jak to wszystko skomentować? Ano tylko tak: rynek to rynek!
Żadne lamentacje i pomstowania nic tu nie poradzą. Tylko sponsoring państwa mógłby te koszty obniżyć, ale z zimną krwią przyznajmy, że państwo ma ważniejsze wydatki na głowie. Zapewne i niepotrzebne, chybione, ale trudno.
Moim zdaniem spadek czytelnictwa nie wynika li tylko z ceny książki. Zmieniła się „przestrzeń życia”; jego model: telewizja, Internet, konsumpcja dóbr wszelakich i konkurencyjnych, bogate oferty rynkowe, preferencje wydatkowania pieniędzy, rynek rozrywki i wypoczynku… Rynek geszeftu! Diabli wiedzą, co tam jeszcze. Dawnymi czasy książki wypełniały nam czas. Dzisiaj to się zmieniło: nie mamy czasu na czytanie. I jakby idealiści nie pomstowali, to pomstowaniem na przemiany socjokulturowe (w tym coraz bardziej konsumpcyjny model życia) jest waleniem głową w mur.
Świat się zmienia – i do widzenia! Żegnamy się z Tobą powoli, Droga Książko… Może za sto lat będziesz tylko towarem luksusowym na fanaberyjne potrzeby pięknoduchów?
Ale, ale… Dzisiaj jeszcze nie wiemy, do jakiego stopnia książkę papierową, tradycyjną, zastąpią audio- i e-booki. A może nawet jakieś inne, nowe nośniki. Internet przecież już teraz jest wielką biblioteką. Pożyjemy, zobaczymy…