Odszedł Przyjaciel
Wpis dodano: 27 grudnia 2016
Dostałem tuż przed świętami smutną wiadomość – 21 grudnia zmarł w szpitalu na Manhattanie mój wieloletni przyjaciel, Tadeusz Chabrowski. Poeta i prozaik, autor kilkunastu książek. Urodzony w roku 1934.
Tadeusz miał niebanalny życiorys. Pochodził spod Częstochowy. Po szkole średniej został „oddany” do klasztoru Paulinów na Jasnej Górze. Stamtąd wysłany po kilku latach do USA, gdzie Paulini w Doylestown (Pensylwania) budowali polski kościół i klasztor. Tadeusz był mnichem niepokornym i po kilku latach zrzucił biały habit, czyli „przeszedł do cywila”. I szybko zadomowił się w Nowym Jorku. Brał aktywny udział w życiu tamtejszej Polonii; pełnił tam nawet jakieś poważne funkcje. Przez wiele lat prowadził swój własny zakład optyczny.
- Dokładną biografię Tadeusza znajdziecie pod linkiem:
- http://www.zppno.org/lista-czlonkow/tadeusz-marcin-chabrowski/
Pisał wiersze „od zawsze”. Potem także powieści. Zostawił po sobie niemal dwadzieścia książek. Miał cudowną wyobraźnię i lekkie pióro o mocnym „fluidzie filozoficznym”. Wątek religijny nie zniknął nigdy z jego twórczości. Ale była to religijność nieszablonowa, często zbuntowana, nieposłuszna. To jednak nie była ucieczka od wiary, raczej niezgoda na wspomnianą szablonowość Kościoła i kleru. Tadeusz nie mieścił się w doktrynach – mieścił się w humanistycznej eudajmonii. Boga chwalił, z jego emisariuszami polemizował. Był niepokorny, choć łagodnego usposobienia.
Poznałem Tadka dawno, jeszcze gdy byłem studentem, a on przyjechał na Uniwersytet Warszawski w ramach jakiegoś stypendium. Potem już utrzymywaliśmy stały, coraz bardziej zażyły kontakt. Przyjeżdżał do Polski często.
Ja dzięki niemu spędziłem w 2010 roku miesiąc w Nowym Jorku. Potrzebował partnera do rozmów. W pierwszej połowie dnia zazwyczaj jak nawiedzony biegałem po Manhattanie lub Brooklynie, po różnych dzielnicach, a w drugiej połowie odbywaliśmy dysputy – zazwyczaj w ogrodzie przydomowym na Greenpoincie.
W ostatnim okresie, po niedawnej śmierci swojej żony, Zosi, Tadek podupadł. Nic jednak nie wskazywało na to, że to jakiś złowieszczy sygnał. Ostatni raz widziałem się z nim niedawno, w listopadzie. M.in. miał spotkanie autorskie w Klubie Księgarza na Starówce. Dzień potem odwiozłem Tadeusza na lotnisko.
I odleciał… Na zawsze. Nie dotrzymał słowa, bo obiecywaliśmy sobie kolejne spotkania.
Wiem, że przygotowywał kolejny tom wierszy. Czy w tej sytuacji ten zbiorek się ukaże? Co będzie dalej z jego spuścizną? Syn Państwa Chabrowskich, Tom, pracuje w branży gastronomicznej i lepiej mówi „po amerykańsku” niż po polsku. Może jednak zdoła ocalić literacką spuściznę Ojca?
Żegnaj, Tadeuszu. Pociecha tylko w tym, że może niedługo jednak się zobaczymy… Czekaj na mnie z nowymi wierszami.
(1934-2016)