Drapieżny salon « Poezja, krytyka, kultura Leszek Żuliński
 

Drapieżny salon

Życie literackie nigdy nie było salonem wzajemnej adoracji ani miłości środowiskowej. Zawsze rywalizacja zionęła frustracjami, jadami, anatemami, zarozumiałością i uszczypliwościami, dochodzącymi czasami do takich rozmiarów, że użyte przed chwilą słówko jest eufemizmem. W dramatycznych momentach historycznych czy politycznych szło, nawet wśród poetów, na noże. Na tej witrynie wystarczy zajrzeć chociażby do mojego szkicu pt. „Głos na rzecz tolerancji” (o Tuwimie), by dowiedzieć się, jak to strasznie bywało.

Czy coś się zmieniło? W szczegółach – tak, w istocie zjawiska – nie! Cezura roku 1989 otworzyła nowe podziały, rozpad ZLP na dwa związki itd. – znowu jedni są „lepsi”, inni „gorsi”, co z kategorii ocen politycznych przechodzi automatycznie – niestety – na oceny artystyczne. I to już jest hucpa! Iluż pisarzy w ostatnim dwudziestoleciu było „poniżanych” w ocenach tylko dlatego, że w nie tej kawiarni należeli do nie tego stolika.

Coraz częściej zadaję sobie na przykład pytanie, ilu z nas wie, że jednym z najwybitniejszych poetów żyjących jest Krzysztof Gąsiorowski… A to tylko jedno z „niezręcznych przeoczeń” naszego czasu…

Dziś najbardziej martwią mnie jednak obyczaje młodych. Ich dobre samopoczucie zależy często od tego, do jakiej stajni należą i jaka „elitka” wystawi im certyfikat jakości. Na jakiego krytyka trafią (nazwisko jednego „podpompuje” gorszy talent, nazwisko innego „zdołuje” lepszy). Wytworzyła się kasta „beneficjentów konkursowych”, czołówka, za którą peleton z trudem toruje sobie drogę (owszem, wygrywają na ogół najlepsi, tego nie neguję, jednak szybko obrastają takim spiżem, że „ani się z nimi równać”). Salon wydaje wyroki salomonowe, by nie powiedzieć: kapturowe, w czym coraz więcej zarozumialstwa i autorytarności. Na forach poetyckich masa nieprofesjonalizmu, za to dużo agresji. Obserwuję także dziwne snobizmy podszyte pogardą wobec każdego innego tonu poezjowania niż uznaje to „cech” i „gildia”.

Ja nie kwestionuję nawet tych „salonowych talentów”, zazwyczaj są to prawdziwe talenty. Ja nie akceptuję form i formuł rywalizacji, swoistej kastowości środowiskowej, podziałów wynikających z rankingów towarzyskich. I im dłużej temu wszystkiemu się przyglądam, tym bardziej jestem pewny, że dzisiejsi „młodzi poeci” będą mieli takie samo piekiełko, jakie my, starzy, mieliśmy i mamy.

Bez wątpienia jest to w środowiskach artystycznych mechanizm powtarzalny, uniwersalny. A jednak radość pisania podchodzi toksyną i traumą. Dobrze, że tzw. zwykli czytelnicy o tym nie wiedzą i wciąż nas, poetów, postrzegają jako eterycznych aniołów i estetów zapatrzonych w liryczność tego świata.

BLOG

 

Copyright © 2006-2019 www.zulinski.pl
Strona oparta na WP