Muzy nie lubią oręża
Wpis dodano: 28 listopada 2016
W poprzednim moim wpisie zamieściłem takie zdanie: młodzież literacka w ogóle polityką się nie zajmuje. Muszę je co nieco rozwinąć.
Nie mam pojęcia, ile takich osób jest, poza tym nie politykować w wierszach to nie znaczy mieć w nosie politykę. Sam bardzo się nią emocjonuję, ale „wierszy politycznych” nie chciałbym i chyba nie umiałbym pisać (choć kilka takich popełniłem). A przecież tradycja poezji polskiej przez wieki była upolityczniona. No, czasy bywały gorsze, a nawet dramatyczne, więc trzeba było wchodzić na barykady. Dzisiejsze emocje jednak nie stawiają bagnetu na broń. Skala zagrożeń nie jest apokaliptyczna. Jak na razie krwi nie przelewamy – i oby tak było po wieki wieków, amen!
Stare łacińskie powiedzonko głosiło: inter arma silent musae, co znaczy: wśród oręża milczą Muzy. W tradycji polskiej one nie milczały!
Można by powiedzieć, że tzw. literatura patriotyczna potrzebna jest wtedy, kiedy naprawdę jest potrzebna. W Polsce ma ona piękną tradycję – od Kochanowskiego począwszy, na Baczyńskim skończywszy (a i potem zdarzały się jej manifestacje, np. tzw. „poezja stanu wojennego”). Mimo że dożyliśmy czasów nerwowych, to dalekich od kataklizmu. I może uda nam się tę granicę zachować.
Liryka oznacza „liryczność”. Staroświeckie to słowo (pochodzące od antycznej liry) i chyba bardzo „pojemne”. Oraz co nieco egzaltowane, bo przecież „liryka” to „liryzm”, a jest to słówko mocno pachnące lukrem. Ale rzeczywiście poezję bardziej frapują upadki i uniesienia naszej duszy niż szczęk oręża. Poezja oczywiście potrafi być bolesna. Nasze rozterki, pogubienia, nieszczęścia, niedosyty, zawody – to młyn na wodę wiersza. Nasze uniesienia i egzaltacje – też! Nasza „egzystencjalność” to niewyczerpany tezaurus ekspresji. Oczywiście to wszystko nie musi (i nie powinno) być przesłodzone. Na wyższe piętro literatury wchodzimy wtedy, gdy potrafimy „ufilozofować” własne przeżycia i doświadczenia. Gdy nie kwilimy i nie popadamy w banalne egzaltacje, tylko gdy mamy naprawdę coś ważnego do powiedzenia. Dobry poeta to mądry poeta.
Mam – jak zapewne zauważyliście – skłonności do wygłaszania takich belferskich pogadanek. Ale i sobie samemu je wygłaszam. Tyle już lat siedzę w literaturze i moje myślenie o niej nie dało się zamknąć w klamrę ostatecznych wniosków. Teraz też żadnego wniosku sformułować nie umiem. Wydaje mi się wszakże, że każda twórczość jest dziełem otwartym, polisemicznym (o czym tak mądrze pisał Umberto Eco). I chyba dlatego „poezja uniwersalna” czyni więcej dobra niż „poezja definiująca”.