Ciemność, widzę ciemność
Wpis dodano: 27 czerwca 2016
Jeśli przeżywamy jakiś szok, to najpierw pojawia się dezorientacja, strach, bunt, złorzeczenie… A potem – apatia. Pogłębiana przez niepewność własnego losu. Świat nam się wali. Pytam się, Droga Redakcjo, jak żyć, jak żyć?
Przeczekać? Ha!, łatwo, gdy jest się młodym, trudno, gdy starym. Stare powiedzonko zapewnia: Bodaj byś żył w ciekawych czasach. Sęk w tym, że „ciekawe” nie zawsze znaczy „sympatyczne”. A nawet pobrzmiewające pogróżką. Na dodatek seksapil polityki składa się głównie ze zboczeń.
Przez tyle lat budujemy swój „pałac” z klocków lego i nagle on się zawala. Przed chwilą ten pałac nazywał się Polską, teraz nazywa się Europą. Destabilizacja jest – co chyba oczywiste – gorsza od stabilizacji. Jeśli nasz świat zacznie się walić, będziemy się budzić z krzykiem. A pięścią możemy sobie wygrażać w Berdyczowie.
Jaka to była euforia, gdy po czasach komuny staliśmy się ponownie Europejczykami. Szczęście jednak – jak wiadomo – jest stanem przelotnym.
Tę niestałość przerabiamy od wieków. Świat toczył się od pokojów do wojen, od stabilizacji do chaosu, od zwycięstw do klęsk. Zawsze rządziła nami sinusoida, a nie „krzywa wzrostu”. No i masz babo placek! Już się zdawało, że moje pokolenie nie zazna żadnego tąpnięcia. A ja czuję, jak mi ziemia drży pod nogami…
Wziąć się w garść? Tak, chociaż niewiele to da. Stoicyzm uzdrawia, ale nie naprawia. Historiozofia kryje w sobie nierozgryzioną zagadkę: jakie motywy, jaka siła rzuca nas od ściany do ściany? Mówiło się dawnymi czasy: historia vitae magistra est… Odnoszę wrażenie, że nie jest. Ignorują tę mądrość partykularne interesy ludzi, żądza władzy, chwilowy geszeft i zadufane poczucie racji. Neron, ponoć Neron, gdy mu strzeliło coś do głowy, spalił Rzym. Innymi słowy: po dzień dzisiejszy żądzą nami szaleńcy. Wszystko tak ładnie z biegiem lat ucywilizowało się, jednak na dworach władzy niekoniecznie.
Władza jest krótkowzroczna, a powinna być dalekowzroczna. Ciemność, widzę ciemność – wykrzyczał w filmie „Seksmisja” Jerzy Stuhr. No i wykrakał!