Komunikatywność « Poezja, krytyka, kultura Leszek Żuliński
 

Komunikatywność

Stosunkowo niedawno recenzowałem tom wierszy znanego autora. I dawno już nie miałem aż takiej bariery we wgryzieniu się w czyjeś wiersze. Wiedziałem po lekturze, co mogę napisać, ale też miałem świadomość, że nie umiem ogarnąć całości, nie potrafię wszystkiego zrozumieć. To była osobliwa dykcja, która nie w pełni przebijała się do mojego ucha. Miałem świadomość, że są to wiersze oryginalne, dobre i ważne, i że kłopot leży nie w zagmatwanym talencie autora, ale w moim ułomnym uchu, głuchawym na jego język.

Obwiniam siebie. Równocześnie zrodziło się we mnie pytanie o komunikatywność. Czy istnieje gdzieś granica, za którą ta trudna komunikatywność rzeczywiście działa na szkodę autora? Jest rzeczą oczywistą, że na ogół rozumiemy poezję, wiemy, o co chodzi w wierszu. Ale przecież można bez trudu wymienić znanych i uznanych autorów, którzy wykraczają poza recepcję tzw. zwykłego czytelnika. Ot, chociażby Karpowicz, choć nie on jeden. Sęk w tym, że 95% czytelników czyta z satysfakcją – dajmy na to – Tuwima, a tylko „wtajemniczona” garstka Karpowicza. Jest w poezji taka granica jak w muzyce – większość słucha muzyki popularnej, mniejszość delektuje się muzyką symfoniczną. Między gitarzystą estradowym a skrzypkiem z filharmonii istnieje jakaś przepaść.

W poezji bywa podobnie. I co z tym fantem zrobić? Ano nic. Każdy niech czyta to, co lubi i rozumie. Ale, po pierwsze, niechaj nie dezawuuje tego, co stawia mu barierę odbioru; po drugie cudnie byłoby, aby „wysilił się”. Nie zrozumiałeś wierszy, to przeczytaj je jeszcze raz i jeszcze raz, odłóż książkę, wróć do niej po raz kolejny. Dorośnij do trudniejszej dykcji; szukaj sensu i nie zakładaj z góry, że go nie ma. On zazwyczaj jest; to tylko ty nie dorosłeś do jego wychwycenia. Jasne, nie musisz – no więc pozostań przy Konopnickiej i Asnyku. Jednak, na poważnie mówiąc, ambitna oraz nowatorska poezja wymaga ambitnego i oczytanego odbiorcy. Jeśli coś cię przerasta, najpierw zastanów się nad sobą, a nie nad autorem.

Istnieje pojęcie „kompetencji kulturochłonnych”. Kultura ma różne stopnie wtajemniczenia. Zdobywać je to wielka satysfakcja, ignorować je – to ignoranctwo. Pocieszę was tym, że jednak wielokrotnie racja jest po naszej stronie. Bełkot to bełkot. I nie ma co tracić na niego czasu lekturą. Sęk w tym, abyśmy umieli odróżnić bełkot rzeczywisty od tego „bełkotu”, do którego to my nie dorośliśmy.

Ja napisałem z tego tomu, z którego recepcją miałem problem, recenzję, bo choć do końca nie trafiał on do mnie, to wiedziałem, że mam do czynienia z czymś arcyciekawym i niestandardowym. Recenzja się ukazała, ale tomik nadal leży na moim biurku i podczytuję go sobie. Widzę, że po kolei łapię nitki, które mi się rwały. Sklejam mozaikę w całość. Jeśli dobrnę do mety, napiszę – po tej recenzji – szkic, który będzie rehabilitował i mnie, i autora. Taaaaaak, poezja – zdarza się – jest sztuką dla wtajemniczonych. Mniej wtajemniczeni niechaj czytają to, co do nich trafia, jednak niech automatycznie (i na wszelki wypadek) nie postponują tego, co dla nich za trudne.

BLOG

 

Copyright © 2006-2019 www.zulinski.pl
Strona oparta na WP