Dwie literatury
Wpis dodano: 31 sierpnia 2015
Istnieje literatura i literatura piękna. Po co ta dychotomia? Ano tylko po to, by odróżnić literaturę „w sensie ogólnym” od literatury jako rodzaju sztuki. Literatura piękna musi posiadać walory artystyczne, by kwalifikowała się jako „piękna”.
Coraz częściej wpadają mi w rękę opowiadania lub powieści, które coś opowiadają, ale językiem całkowicie sprozaizowanym, nierzadko reportażowym lub podobnym i nie posiadają żadnego waloru artystycznego. Mogą to być oczywiście książki niezłe, dobrze czytające się, sprawnie pomyślane i napisane, ale trudno powiedzieć, jaki mają związek ze sztuką.
Fabuła nabiera rumieńców wtedy, kiedy nie tylko coś opowiada, ale „jak opowiada”. Tu liczy się kreatywność języka. Kiedy czytacie wielkich mistrzów prozy, to widzicie, że przenoszą oni nas w inny świat; w świat opowiedziany inaczej niż robi to język codzienny. Jest tu miejsce na fantazję, metaforę, parabolę, wizyjność, emocjonalizm i na narrację, która mówi w odrębny, szczególny i charakterystyczny sposób. Mówi w sposób niepowtarzalny. Języki mistrzów prozy są rozpoznawalne. Czasami opowiadają one świat magiczny, baśniowy, nierealny, który tylko językiem sztuki można opowiedzieć. Dlatego m.in., taką furorę zrobiła proza iberoamerykańska nazywana nurtem „realizmu magicznego”.
W poezji reguła „języka artystycznego” jest bardziej oczywista. Poezja od wieków mnożyła swoje gatunki, które przede wszystkim dystansowały się od mowy potocznej. Niektóre z tych gatunków (np. sonet) szukały coraz to nowych, coraz to bardziej oryginalnych odmian. Ale – co ciekawe – w wieku XX liryka zaczęła uciekać od tzw. „mowy wiązanej”. Powstał tzw. wiersz biały, a w naszych czasach doszło do tego, że wiersz w ogóle nie musi być „liryczny” – może on mówić czystą prozą i tylko technika zapisu różnicuje lirykę od epiki. W ogóle obecnie w poezji walor jakiejkolwiek „liryczności” nie musi występować.
No więc hulaj dusza. Dzisiaj nie obowiązują nas żadne normy, możemy pisać jak chcemy, nie zawracając sobie głowy genologią literacką. Fenomen polega na tym, że „literatura artystyczna” nie upadła. Ona tylko wciąż poszerza swój warsztat, swoją dykcję i mnoży swoje „wynalazki”. Jest w tym zjawisku jakaś szalona kakofonia, ale nikomu to nie przeszkadza. Tam mamy klasykę, tu mamy awangardę. Mamy różne literatury.
Chciałbym obudzić się za sto lat i zobaczyć nową literaturę. Jestem pewny, że niespodzianek nie będzie brakować. Cymes polega na tym, że tak dokładnie ma być. Bo świat się zmienia, bo język się zmienia, bo nasze kanony wartości, ekspresji i emocji ewoluują. Tylko miniona sztuka może być klasyką. Każda sztuka „bieżąca” powinna być poszukiwaniem nowych form wyrazu.
Choć – uogólniając – nie przepadam za skrajnym tradycjonalizmem ani za skrajną awangardą. Jest jeszcze taka kategoria, którą można nazwać „mądrością wiersza”. W wierszu (także w prozie) czasami udaje się powiedzieć coś bardzo ważnego, przejmującego, istotnego. Język nie może kuleć, ale też nie musi prężyć muskułów oryginalności. Język przede wszystkim musi mieć coś do powiedzenia.
Uogólniając: przez tyle wieków sztuka szukała harmonii, aż w końcu zakochała się w dysharmonii. Zrozumiała, że w niej tkwi prawda o nas warta opowiedzenia. I tak się dzieje, choćby nie wiem jak marudzili tradycjonaliści