Ostatni świadek « Poezja, krytyka, kultura Leszek Żuliński
 

Ostatni świadek

Ukraina – ziemia Żulińskich. Tam, za Bugiem, nazwisko to spotykało się najczęściej, choć i tak rzadko, a wszelkie źródła wskazują, że kolebką rodu była Lubelszczyzna. Ciągnęliśmy jednak bardziej na Wschód niż na Zachód. No więc w końcu i ja postawiłem tam nogę…

Tak, tak, pierwszy raz pojechałem w rodzinne strony. Byłem w Stryju, Drohobyczu, Lwowie i Truskawcu.

We Lwowie na ulicy Niżyńskiej, dawniej Paulinów, odnalazłem dom moich dziadków. Stoi. Odrapany jak wszystkie inne domy, jak niemal cała Łyczakowska, jak to piękne miasto, które na szczęście podczas wojny nie straciło swej substancji ani urody, ale dziś wymaga wielkiego odnawiającego remontu…

Fotografowałem ten dom, tę ulicę, Lwów, z bolesnym wzruszeniem…

Jeszcze gorzej czułem się w Drohobyczu. Dom Schulza, szkoła Schulza i to – dokładnie znane – miejsce na ulicy, gdzie został zastrzelony… to wszystko są ślady straszne i piękne, łapiące za gardło.

Miałem okazję poznać pana Alfreda Schreyera, skrzypka – postać legendarną, ostatniego żyjącego ucznia Schulza i strażnika Jego pamięci…

Co teraz z tym wszystkim mam zrobić? Zrobić „w sobie”? Hm, chyba każdy powinie zbudować w sobie taką małą salkę kinową i puszczać tam filmy „w sepii”, nieme, z innej epoki, z własnych życiowych ruchomych piasków i atlantyd… Salkę dla jednego widza. Zamkniętą przed jazgotem świata, otwartą na milczenie losu…

*

         Powyższy wpis zawisł na moim blogu dnia 22 maja 2009 roku. Kilka dni temu, tak, dopiero kilka dni temu dowiedziałem się, że Alfred Schreyer zmarł 25 kwietnia tego roku. I to gdzie? W Warszawie, dokąd przyjechał na kilka dni. Dożył 93 lat. Pochowany został, oczywiście, w Drohobyczu.

Wtedy, w roku 2009, Pan Alfred był przez dwa dni z nami. Oprowadzał nas po Drohobyczu, a w szkole, gdzie był uczniem, a Schulz nauczycielem, jest małe (dwie salki) muzeum autora Sklepów cynamonowych i Pan Alfred objaśniał nam każdą fotografię, każdy tekst czy rękopis, jakie tam zebrano. Wiedział o Schulzu wszystko, poza tym w pamięci zachował dokładnie ówczesne lata przedwojenne i wojenne.

„Przyssałem się” do niego. Chciałem wydobyć jak najwięcej szczegółów. Fotografowałem. Niestety, nie nagrywałem. A drugiego dnia była długa, wieczorna biesiada. Siedziałem przy Panu Alfredzie i nadal słuchałem jego opowieści. Głupstwem było nienagrywanie tego. Chociaż przynajmniej sporo zdjęć udało mi się zrobić.

Odchodzą Świadkowie Czasu. Z nimi dawny świat, który dawał się opowiedzieć jeszcze z autopsji i pamięci. Smutne jest przede wszystkim to, że coraz rzadziej będziemy do tamtego świata wracać…

Alfred Schreyer

Alfred Schreyer (1922-2015)

(kliknij, żeby powiększyć)

BLOG

 

Copyright © 2006-2019 www.zulinski.pl
Strona oparta na WP