Światło i mrok
Wpis dodano: 24 lipca 2015
Poeci – rzecz uogólniając – dzielą się na tych, którzy kąpią się w słońcu i na tych, którzy przedzierają się przez mrok. Na przykład za takiego „solarnego” poetę uznawany jest Staff, ale już Wojaczek, Stachura czy Ratoń wędrują poprzez ciemne tunele. Ich jest zdecydowana większość. Epikurejski i horacjański model afirmacji życia i losu to zjawisko raczej rzadkie. Zazwyczaj piszemy, aby się poskarżyć i „wypłakać”. Nie spełniają nam się marzenia, miotamy się między nadzieją a niezaspokojeniem, życie toczy nam się pod górkę i rzadko kiedy syci nasze aspiracje. Wiersz lubi być skargą. Czasami banalną, czasami histeryczną, ale też – zdarza się – że mądrą i przejmującą. Wiadomo jednak: nie ma tak dobrze, żeby było dobrze. Ale narzekać też można twórczo, aspirująco, mądrze. Nasza niezgoda na siebie i świat potrafi być ważnym głosem istnienia zbuntowanego lub lamentem bezsiły i niewiary w Sens.
Co jest lepsze? To, oczywiście, głupie pytanie. Lepsze jest to, co dobrze napisane, szczerze przeżyte i poruszające odbiorcę. To, co brzmi prawdziwie! Każdy z nas nosi w sobie inny światoobraz, każdy ma inne sukcesy, klęski i nadzieje. Dlatego poetyckie wiwisekcje naszej pogody lub niepogody mają nieskończoną formę i ekspresję ewokacji. Bardzo liczy się autentyzm. Własnego dramatu czy szczęścia nie można sobie wymyślać. To one raczej muszą wymyślać nas – nasze zmiany pogody i szamotaninę na wybojach. Nasz półmrok.
Dobry poeta umie nam opowiedzieć nowy kosmos. Bo tych kosmosów tyle, ilu ludzi. Rzecz jednak w tym, że trzeba umieć swój kosmos dostrzegać i czuć, nie wymyślać go na siłę, staczać z nim boje, szamotać się w tej zamglonej przestrzeni, której tyle mamy za złe. Tu kluczem jest odnalezienie własnego języka, bo tylko on wyciąga nas z szablonów i opowiada – jakby nie było schematy – w zupełnie nieschematyczny sposób.
Czy język zawsze musi być zupełnie nowy, zupełnie własny? Do jakiegoś stopnia tak, jednak nie fetyszyzowałbym tego wymogu. „Awangardowość” nie może brać nas za zakładnika. Ale przecież siła oryginalności – to duży walor. I proszę pamiętać, że awangardowość i oryginalność to niekoniecznie to samo. W gruncie rzeczy ekspresja naszego języka zależy od indywidualnych skojarzeń i aury, a tu liczba „kombinacji” jest nieograniczona. Nie wyobrażam sobie obecnie stadnej formuły językowej, choć mają nas w łapach także mody lub ten nachalny wymóg „awangardowości”. To wszystko i tak sprowadza się do siły naszych ekspresji egzystencjalnych, a ta ekspresja zależy tylko od naszego talentu i temperamentu. W sumie wierzę w taką formułę: powiedziano już wszystko, ale wciąż to „wszystko” możemy opowiedzieć po swojemu. Tylko inteligencja, wrażliwość, siła osobowości, no i mądrość przekazu czyni z nas „poetę osobnego”. A zasłużyć sobie na takie miano, to największy sukces, jaki możemy osiągnąć.
*
Na pisarzach.pl wywiad z Anną Janko. Bardzo amatorsko przeprowadzony, jednak Janko potraktowała poważnie swoje wypowiedzi i wywiad pięknie uratowała. Natknąłem się tam na znakomitą wręcz maksymę: dobry pisarz to ten, który ma wrodzoną łatwość pisania, a nabytą trudność. Pisarka twierdzi, że to znana maksyma, ale ja jej nie znałem. A przecież w tej dewizie tkwi materiał na cały esej. Każdy z nas powinien go sobie ułożyć we własnej głowie.