Język niewyobcowany
Wpis dodano: 29 czerwca 2015
Znam co najmniej kilkoro poetów mieszkających i piszących od lat za granicą. Najstarszy z nich mieszka w Nowym Jorku już od 50 lat. Wszyscy oni nadal piszą wiersze po polsku. Znamy, to zjawisko, znamy… Sztandarowym przykładem z naszych czasów był Miłosz.
Dlaczego oni wszyscy nie przestawili twórczości na język swojej emigracji? Odpowiedź jest prosta: nie da się! Możemy być bilingwistami i opanować obcy język do perfekcji, ale język wyssany z piersi matki pozostaje do końca rudymentarny. Nawet jeśli biegle mówi się po angielsku, niemiecku czy francusku, to myśli się nadal po polsku. Fachowcy nazywają to zjawisko internalizacją. Termin ten znaczy tyle, że język jest czymś „fizjologicznym”. Otrzymujemy go na samym początku życia jako wyposażenie na dalszą drogę. I tej matrycy nie można się pozbyć. Ona jest „sokiem żołądkowym” naszego myślenia. I naszego odczuwania. Jeśli na przykład polski robotnik pracujący – dajmy na to w Chicago – walnie się młotkiem w palec, to nie krzyknie oh, shit! tylko o, kurwa!
Język można by przyrównać do klawiszy fortepianu. Uruchamia je mowa. Mowa może z językiem wyprawiać co chce. Wystarczy uświadomić sobie chociażby różnicę między np. muzyką Chopina a muzyką Debussy’ego, by zrozumieć, jakie możliwości kryją się w języku i w mowie. To dokładnie dotyczy także nas, poetów. Znaleźć własną melodię – to wielki dar. Niekorodujący, bo jak powiedziałem wyżej, język się nie resetuje, na dodatek nie podlega atrofii, lecz z biegiem lat wzbogaca nas (a my – jego). Jedną z jego istotnych cech jest indywidualizacja. Każdy z nas może mówić osobliwie własnym językiem. To jest właśnie niezwykle ważne w poezji. Oderwać się od zbiorowych szablonów to trudna sztuka. I właśnie dlatego oryginalność własnej dykcji jest tak ważna.
Nowa mowa niesie także ze sobą w jakiejś mierze nową semantykę. Dlatego język wciąż wzbogaca świadomość lub przynajmniej pokazuje coś nowego, coś odmiennego. I ta cecha niekoniecznie musi mieć walor awangardowy. Bowiem język przemawia nie tylko swoimi konstrukcjami, ale też swoją aurą, asocjacją, obrazem, nastrojem. Np. w ostatnim czasie zwróciłem uwagę na nowe pisanie Mieczysława Machnickiego. On wrócił do rymu, ale wrócił w ten sposób, że nie można go uznać za tradycjonalistę. Mowa wiązana, mowa „rozwiązana”… Piszcie jak chcecie, byle był to bardzo WASZ JĘZYK. W jakiejś mierze niepowtarzalny, a na pewno nie sztampowy. Bo każdy nowy klimat to nowe okno na świat. Nie dajcie się wyobcować z języka, który jest dla Was naturalny.
Istnieje także i taka odmiana poezji, w której główną rolę odgrywa nie tyle ekspresja języka, tylko przekaz myślowy. Jeśli poeta ma coś nowego, ważnego i mądrego do powiedzenia, to nie musi przejmować się dyktatem nowatorstwa. Jest się twórcą albo nie jest, jest się grafomanem albo nie – i tak wszystko zależy od osobowości, a nie od formuły mniej czy bardziej modnej.