Związki literackie
Wpis dodano: 26 lutego 2015
Aktorzy żenią się z aktorkami, muzycy z muzykantkami, nauczyciele z nauczycielkami, cyrkowcy z cyrkówkami… Małżeństwa „branżowe”! Nic nadzwyczajnego…
W literaturze też pełno takich związków. Simone de Beauvoir była partnerką Jean Paula Satre’a, Elza Triolet była żoną Luisa Aragona, a jej siostra Lila Brik związała się z Włodzimierzem Majakowskim. A w Polsce? Pisarka Maria Zarębińska była żoną Władysława Broniewskiego, Mieczysława Buczkówna żoną Mieczysława Jastruna, Julia Hartwig – Artura Międzyrzeckiego, Małgorzata Hillar – Zbigniewa Bieńkowskiego, który potem związał się na kocią łapę i na lata z Adrianą Szymańską… Wisława Szymborska wyszła za poetę Adama Włodka, a kolejne „cudowne lata bez ślubu” przeżyła z prozaikiem Kornelem Filipowiczem. A Alina i Czesław Centkiewiczowie to nawet razem książki pisali. Można by tak wymieniać i wymieniać. Pośród naszych kolegów po piórze też niemało związków małżeńskich, ot chociażby Basia i Jacek Dudkowie, Rena Marciniak i Andrzej Kosmowski czy Aldona Borowicz i Andrzej Tchórzewski. Koligacje są rozmaite, czasami zaskakujące. Na przykład poeta Julian Kornhauser jest teściem kandydata PiS na prezydenta – Andrzeja Dudy. Może przekona zięcia do piękniejszego języka? Bo żadna „retoryka polityczna” w Polsce pięknem nie zalatuje.
Ja ożeniłem się z dentystką. I ona, i dwójka moich dzieci byli zawsze daleko od literatury. Do tego stopnia, że rodzina niezbyt dokładnie wie, co piszę i co w ogóle wydałem. Chwalę sobie taką amplitudę zawodową. Jeszcze mi tego brakowało, żeby w domu nieustannie rozmawiać o literaturze. I tak stale to robię, ale poza domem. Andrzej Rosiewicz śpiewał: Lecz jak czułbyś się w tym domu czystym, oczywistym, / Gdyby w kuchni ktoś przy dziecku mówił po niemiecku… No więc właśnie… Dom musi mieć inne klimaty. I swój osobny język. Ja tu, w domu, i tak mam cały świat literacki – przy komputerze, z którego właśnie do Was piszę.
Świat literacki to – moim zdaniem – tylko połowa świata. A po tej drugiej połowie – realnej – trzeba przechadzać się nieustannie. Trzeba szorstką fakturę życia poznawać każdego dnia od nowa, trzeba umieć się nią cieszyć i ją przeklinać. W jednym z wierszy napisałem: …życie, nagie życie warte jest prawdziwego grzechu, buntu, szaleństwa.
Problem tylko w tym, że wcale nie jestem pewny, czy byłbym w stanie wyrzec się literatury dla „prawdziwego życia”. Więc może jednak związki literackie nie są takie złe? Muszę poderwać jakąś poetkę i wtedy zdam Wam raport.
PS. Na razie proszę poetki o nieskładanie propozycji. 🙂