Zakon frustratów « Poezja, krytyka, kultura Leszek Żuliński
 

Zakon frustratów

Bardzo mądry tekst na tydzień przed Wigilią przeczytałem na witrynie www.pisarze.pl. To artykulik Andrzeja Wołosewicza pt. Zakon literatury. Autor – streszczam w dużym skrócie – pisze, że nie wszyscy muszą pasjonować się poezją czy w ogóle literaturą piękną, różne są zainteresowania i pasje, w różnych „sektorach tematycznych” ludzie chcą lub nie chcą się odnajdywać. Tak się składa, że Wołosewicz „naraził się” azymutowi tej witryny, bo na niej bardzo mocno pobrzmiewają lamentacje, jaki to dramat, że spada poczytność literatury, jak również wskazuje się nieustannie palcem, kto jest za to winny.

Ja ten temat także często poruszam na tym blogu. Moim zdaniem nikt nie jest winny, jest jak jest, oferta kulturalna cechuje się obfitością i odbiorcy wybierają sobie, co chcą, nie chamiejąc z tego powodu, że poezja czy beletrystyka guzik ich obchodzą.

Wołosewicz nazywa „literackich ortodoksów” Zakonem. Ma rację, w każdym zakonie własna religia i koniec własnego nosa urastają do rangi pępka świata. Relatywizm wprawdzie bywa zjawiskiem niebezpiecznym, ale w tym przypadku ortodoksja wydaje się chyba gorsza – jest wyrazem buty, narcyzmu i interesu środowiskowego. Czy my, poeci, musimy czuć się pępkiem świata?

Ludzie, owszem, bywają straszni! Często spędzam dzień od rana do wieczora przy komputerze, pracując, a za plecami buczy mi – też od rana do wieczora – telewizor. Z niego sączy się przede wszystkim horror. Katastrofy, wypadki, morderstwa, wojny, inwazje, awantury polityczne, pyskówki poselskie, marsze nienawiści, przekręty, epidemie, islam, terror, a jakby tego było mało, to jeszcze powodzie, pożary i tsunami. Idzie zima, więc na dodatek zaczną się lawiny i gołoledź. Ostatnio nawet pewna młoda, ponoć zdolna poetka, zaciukała nożem rodziców swego chłopaka, przy jego zbałamuconym współdziałaniu. No więc wiem, że świat jest wstrętny, a katastrofa dokonuje się permanentnie.

Ten świat obok mnie, spoza telewizora, jest normalny. Otacza mnie masa wspaniałych ludzi, ja mam poczucie, że jakoś się realizuję, trudy dnia codziennego trzymają się normy godnej zaakceptowania; innymi słowy: żyje mi się dobrze na tyle, że wstyd byłoby mi to powiedzieć głodnym dzieciom w Ugandzie. Moje ambicje nie są w pełni zrealizowane, ale jestem skromny i z tego powodu nie przeżywam frustracji.

Po co ja to piszę? Po to, aby powiedzieć, że mając dużo zastrzeżeń do rzeczywistości, nie dodaję jej rogów ani czarnych barw. Nie jest też tak, że dostrzegam tylko koniec własnego nosa. Jestem realistą: świat nigdy nie był i nigdy nie będzie idealny, dobro nie istnieje bez zła, najeść możemy się obiadem, ale nie własnymi marzeniami czy wyobrażeniami.

Jaki morał? Poezja jest dla tych, którzy ją lubią, a dla tych, którzy jej nie czują jest masa innych rozkoszy ambicjonalnych i duchowych. Parszywość świata baraszkuje sobie z jego cudownością. A szczęśliwi są ci, którzy umieją być szczęśliwi.

*

Na tej samej odsłonie pisarzy.pl natknąłem się na interesujące wywody semantyczne osób, które do wspominanego przez Wołosewicza Zakonu pasują jak ulał. Wywiązał się otóż dialog usiłujący ustalić, kto zasługuje na miano poety, krytyka, pisarza. Jeden z dyskutantów stwierdza: Nadawanie tych tytułów sobie samemu jest dziecinadą i pretendowaniem do stołka, z którego prędzej, czy później nas zrzucą. Drugi mu odpowiada: W Polsce to nie jest żaden kapitalizm. No, chyba że tak nazwiemy ów postkolonialny dziki ustrój z armią urzędasów… A pisarz – czy to rodem z PRL, czy z obecnej Polski – zaplecza UE nie za bardzo wie, co to kapitalizm… I się miota. Nie wiem, co ma piernik do wiatraka. Ale jest takie a propos powiedzonko: niektórym wszystko się z dupą kojarzy. Jak widać nie wszystkim, bo innym z ustrojem i polityką.

Postanowiłem wtrącić swoje trzy grosze. Otóż poeta, pisarz, krytyk to są rzeczowniki pospolite. Biorąc rzecz w kategoriach ścisłych nie są to TYTUŁY. Nikt ich sobie nadać nie może. Ale myśleć już tak o sobie może każdy, kto chce. Pan Adaś myśli, że jest Napoleonem Bonaparte, a Pani Jola, że Brigitte Bardot. Wolno im. O co tu kruszyć kopie?

Poetą, krytykiem i pisarzem jest każdy, kto pisze wiersze, recenzje i szkice lub prozę. Zbędne rozważania, kto nim jest, a kto nie można by sobie darować – wystarczy przypomnieć sobie, że w każdej dziedzinie sztuki istnieją „zawodowcy” i amatorzy; tak było jest i będzie. Jednak ze stanu „amatorszczyzny” wielu autorów wspina się na wyższe szczeble. A nie być nigdy noblistą, to żadna ujma. Dyskutujący na ten temat Panowie, tak jak i ja, nie należą do pierwszej gildii literatury polskiej, ale już są autorytarni.

Poetą, krytykiem, pisarzem można być dobrym albo złym. Gdybyśmy te miana przyznawali jako tytuły, to warto byłoby uprawnionym dawać certyfikaty i legitymacje. W jakiejś mierze tę rolę pełnią Związek Literatów Polskich oraz Stowarzyszenie Pisarzy Polskich. Ale i tam są pisarze lepsi i gorsi, a nawet dobrzy i źli. Istnieje również niemała rzesza ludzi pióra, którzy nie zapisują się do żadnej gildii. A więc, Drodzy Panowie, wrzućcie na luzik i nie dyskutujcie o wyższości Świąt Wielkiej Nocy nad Świętami Bożego Narodzenia.

Cała ta dyskusja wzięła się z artykułu Marka Jastrzębia pt. Pisarz. Autor m.in. ubolewa, że twórczość (…) stała się częścią przemysłu, jego wiodącym produktem, a twórca przekwalifikował się na fabrykanta i zrównał z producentem. No cóż, mamy tzw. gospodarkę rynkową. Wszystko jest towarem. To może się nie podobać, ale z tym trzeba nauczyć się żyć. Ja na przykład nie czuję się fabrykantem, a z producentami książek jestem związany jako autor od 1975 roku. Co bym zrobił, gdyby ich nie było? Mimo to pasja artystyczna i talent nie oglądają się na rynek, tak jak myśmy za PRL-u nie oglądali się na to, że nie ma gdzie kupić maszyny do pisania ani ryzy papieru. Po prostu tworzyło się. Śpiewać każdy może, trochę lepiej lub gorzej. Dzisiaj tak samo: po prostu pisze się! Pan Jastrząb im dalej w tekst, tym bardziej jojczy. Oczywiście zjawiska, jakie opisuje są faktem, ale one nie reprezentują całości życia kulturalnego. To nie jest tak, że rozrośnięte stado dzisiejszych wierszokletów i prozaików, to granda w biały dzień. Jeszcze tego brakowało, żeby wierszokletów „asenizować”! Próbował już Platon, ale mu się nie udało.

Portal pisarze.pl wyspecjalizował się w tego typu lamentacjach i czarnych wizjach. Koledzy może dzięki temu sami się dowartościowują, nie zwracając jednak uwagi, że własną frustracją wypaczają rzeczywisty stan rzeczy.

Może być i tak, że ja i oni tkwimy w innej przestrzeni. Moje środowisko pisarskie jest arcyciekawe, pełne weny i dobrych intencji, prężne i twórcze. Utalentowane. Te wszystkie ciemne plamy, nad którymi lamentuje stadko komentatorów, są dla mnie wszędobylskim wyimkiem, a nie panoramą. Ciekawą, bo wieloobrazową, wielo-jakościową i stale ewoluującą.

BLOG

 

Copyright © 2006-2019 www.zulinski.pl
Strona oparta na WP