Biada nam, biada… « Poezja, krytyka, kultura Leszek Żuliński
 

Biada nam, biada…

Przeczytałem właśnie na portalu pisarze.pl bardzo mądry artykuł Krzysztofa Kwasiżura pt. Cukierek. Autor ubolewa w nim – i słusznie – nad „pospolityzacją” współczesnej kultury, zwłaszcza literackiej, która schodzi na psy. Poniekąd jest to wynik wolnego runku, a w nim znanego zjawiska śpiewać każdy może, trochę lepiej lub gorzej… No cóż, to jest cena tzw. wolności słowa i wypowiedzi. Dawnymi czasy to prawo było reglamentowane. Ale nie tylko politycznie, także artystycznie, bo skoro możliwości edytorsko-poligraficzne były mniejsze, to i selekcja tekstów była ostrzejsza. Ostrzejsza, bo nie brakowało kompetentnych selekcjonerów. Nie mówię tu o selekcji politycznej, bo to zupełnie inny temat, ale o selekcji „dobrego gustu”. Wyraźna była ta gruba krecha, która oddzielała mistrzów od czeladników. Toteż gdy oceniamy chociażby tylko literaturę PRL-u, to musimy docenić tę sporą liczbę znakomitych autorów, jacy w tamtym czasie kształtowali nasz gust. Zawdzięczamy to także temu, że ówczesne generacje miały ciekawszy sznyt wykształcenia humanistycznego; przed wojną otrzymywało się solidniejsze wykształcenie, które w obecnych czasach „pragmatyzuje się”, a nie „humanizuje”.

Na tym samym portalu arcyciekawy wywiad Krzysztofa Lubczyńskiego z Grzegorzem Lasotą. Niestety z tego tekstu dowiedziałem się, że 27 sierpnia Lasota zmarł. Znałem go, występowałem kilka razy w jego telewizyjnym „Pegazie”, ceniłem jego predyspozycje i kompetencje. To był wielce inteligentny komentator kultury swojego czasu. Dźwigał na swoich barkach piętno socrealizmu, w którego czasach entuzjastycznie debiutował, ale dziś to po prostu mało ważne, bo Lasota był naprawdę znaczącą postacią co najmniej kilku dziesięcioleci polskiego życia kulturalnego. Czytając ten wywiad uświadomiłem sobie, jak szybko zapomnieliśmy o znakomitych nazwiskach stosunkowo niedawnych czasów, tracąc nasz czas na dysputy o autorach drugorzędnych, jacy nas zalewają. Ale tak chyba musi być; już nigdy nie chciałbym wrócić do szlabanów, które ograniczały czyjekolwiek zaistnienie artystyczne, a nawet pseudoartystyczne. Pytanie tylko: jak nauczyć czytelnika oddzielania ziarna od plew, jak spowodować, by umiał wyłuskać z zalewu książek pospolitych te niepospolite?

Wracam do artykułu Kwasiżura… W nim takie zdanie: Nasze cukierki nie będą się nie sprzedawać, bo tylko nam smakują, w rzeczywistości to świństwo, jak tort marchewkowy, który dzieci pałaszują w swoje siódme urodziny aż miło, a w siedemnaste – wspominają z obrzydzeniem. Ech, żeby tylko mieć pewność, że w owe siedemnaste urodziny nasz gust się tak poprawi, że nauczy się odróżniać smakołyki od marchewkowej papki. A co, jeśli marchewkowa pulpa pozostanie na zawsze punktem odniesienia, a kawiorem zachwycać będą się tylko nieliczni? Biada nam, biada…

BLOG

 

Copyright © 2006-2019 www.zulinski.pl
Strona oparta na WP