Smutna rocznica
Wpis dodano: 1 sierpnia 2014
Dzisiaj 70. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Wiemy już o nim chyba wszystko i chociaż minęło tyle lat, nadal trwa spór, czy powstanie było potrzebne, sensowne, czy nie. Spór jest o tyle nie do rozstrzygnięcia, że racjonalizowanie wszelkich aktów determinacji pozostaje w stanie nieustannych, wielopokoleniowych polemik i trudno się temu dziwić…
Ja swoją wiedzę oraz „emocje powstaniowe” głównie posiadam z trzech źródeł: z książek Normana Davisa, Lesława M. Bartelskiego i Wiesława Budzyńskiego (z dwoma ostatnimi miałem jeszcze okazję sporo o Powstaniu rozmawiać; Budzyński jest ode mnie zaledwie o rok starszy, lecz większość życia poświęcił Kolumbom) oraz z własnej historii rodzinnej (losy mojej Mamy tak niesłychanie splotły się z Powstaniem, że warte byłyby powieści lub filmu fabularnego).
Ale sam najmocniej przeżywałem Powstanie oczywiście poprzez literaturę, a zwłaszcza poezję. Kolumbami bardzo się zaczytywałem i przejmowałem… Krzysztof Kamil Baczyński, Tadeusz Gajcy, Krystyna Krahelska, Wojciech Mencel, Włodzimierz Pietrzak, Zdzisław Stroiński, Andrzej Trzebiński… Znacie te nazwiska. Jest ich dużo więcej – na szczęście wszyscy doczekali się swoich publikacji, druku w antologiach, a nawet poważnych dysertacji krytycznoliterackich. Wiemy niemal wszystko o piórach postawionych – obok bagnetów – na broń. Cała dzisiejsza wiedza o tych straceńcach jest imponująca – i chwała Bogu, że nie została pogrzebana w zgliszczach Warszawy i niewdzięcznej pamięci potomnych. Trzeba przyznać, że i polska kinematografia przez minione dziesięciolecia nie przegapiła tego heroiczno-traumatycznego, przygnębiającego wydarzenia.
Jednego tylko nie wiemy, my, spadkobiercy tamtej dramatycznej historii. Sądzę, że nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić psychicznych gorączek i katuszy, jakie towarzyszyły pisaniu wierszy na gruzach i pod ostrzałem. Pisaniu, jakiemu musiała towarzyszyć trwoga panoszącej się śmierci. Pisaniu przerywanemu grzebaniem kolegów – towarzyszy broni. Pisaniu i życiu, które ukrócał przypadek (np. Baczyński zginął, gdy podszedł do okna w warszawskim ratuszu, aby zapalić papierosa, a Pietrzak w momencie, gdy na chwilę zdjął hełm, żeby wytrzeć pot z czoła). Te „przypadki” były jednak regułą, gdyż przeżycie Powstania graniczyło z cudem. Ale i takie cuda się zdarzały – dzięki nim mieliśmy po wojnie tylu naocznych świadków tamtych dramatycznych dni; świadków, którzy przeżyli i zostawili świadectwo.
Ech, „rosyjska ruletka” została wtedy koszmarnie wyręczona przez „hitlerowską ruletkę”. A teraz ci, którzy przeżyli, odchodzą z wyroków natury. Za chwilę nie będzie już ani jednego świadka. Bogu dziękować, że mamy ich świadectwa. Świadectwo poezji jest szczególne. Inne niż dokumentacja faktograficzna. Poezja wkracza przecież w sferę emocjonalno-egzystencjalną, ma inną siłę ekspresji i jest „dokumentem wewnętrznym”. To być może spowoduje, że nawet późni wnukowie powstańców nie schowają do lamusa historii, która ich „nie obchodzi”.