Dylemacik
Wpis dodano: 30 lipca 2014
Bardziej denerwują mnie idealiści niż realiści. Wyższość idealizmu nad realizmem jest chyba naszą narodową cechą. Niestety, niejednokrotnie skompromitowaną. Ale skoro Polska jest krajem poetów, to rodzi się pytanie, czy oni mają jakieś większe prawo do idealizmu? No, sam nie wiem, jak wybrnąć z tego dylematu. Z jednej strony urodą i prawem poezji jest lewitacja ducha ponad realiami, z drugiej zaś jej obowiązkiem jest wyrażanie prawdy. I poezja już wielokrotnie udowadniała, że jej twarde stąpanie po ziemi bywa czymś ważnym. Ono, to deptanie, niekoniecznie musi unikać metaforyzacji i estetyzacji języka, bowiem taki przekaz nie musi zamazywać istoty spraw.
Jestem więc za „poezją wielce poetycką”, lecz wygłaszającą coś istotnego i realnego, a nie jedynie pięknoduchostwo autorów. Dawny spór między Nową Falą a Nową Prywatnością w gruncie rzeczy uosabiał w tej mierze postawy skrajne. Obie miały swoją rację i obie były przerysowane. Wygrywali poeci bardziej uniwersalni. Zobaczcie jak to na przykład wyglądało u Herberta. On pisał o sprawach niezwykle ważnych, istotnych, zasadniczych, uciekał od apoteozy Ego, ale nie posługiwał się żadnym „językiem wprost”. Metafora, parabola, mitologizacja, tło kulturowe – to były jego główne narzędzia. Wymagał czytelnika wykształconego, ale nie stawiał go przed rebusami językowymi, tylko podsuwał mu „treści ideowe”, historyczne, etyczne itp. Dziś chyba wszyscy zgadzamy się, że był poetą dużego kalibru.
Obecnie coraz częściej czytam rebusy językowe, których komunikatywność jest dyskusyjna. Owszem, mamy z tym do czynienia od dawna (Peiper, Przyboś, Karpowicz itp.), no i każda tego typu awangarda ma swój sens niekwestionowany. Ale jednak ona ostatecznie zawsze przegrywała z Leśmianem, Miłoszem czy Herbertem, bowiem przekaz tych ostatnich posiadał większy walor „istotności” (choć np. Przyboś jest wielkim, niedocenionym filozofem).
Nie wiem, gdzie leży granica między hermetyzmem a populizmem poetyckim. To zawsze zależy od indywidualnych zestawień i konfrontacji konkretnych dorobków. Jest dla mnie także sprawą oczywistą, że każdy poeta musi poszukiwać własnego języka, własnych środków ekspresji, coraz częściej jednak ekspresja ta jest licha, a język bełkotliwy.
Staff pisał, że poezja powinna być jasna jak spojrzenie w oczy i prosta jak podanie ręki. Ach, ale jak pisać, by ten ideał zachować, równocześnie tworząc nowy język? Oczywiście nie wiem jak, ale wiem, że to się udaje najbardziej utalentowanym.
Przyszło nam tworzyć w czasach bez programu i bez „mód językowych” (jest ich zbyt wiele, by któraś zwyciężała). Przyszło nam tworzyć w czasach, gdy trudno być idealistą, a realistą być jakoś poecie niezręcznie. No i co robić w tej sytuacji? A bo ja wiem? Tak sobie napisałem ten felietonik, żeby blog mi nie przysnął 🙂