Oddolni doganiają odgórnych
Wpis dodano: 16 lipca 2014
Życie literackie w ostatnich latach bardzo rozwija się „oddolnie”. Oczywiście jego infrastruktura państwowa stanowi niebagatelną sieć – od gmin po województwa, od szkół i domów kultury po imprezy organizowane na wyższym szczeblu, w tym centralnym. Stało się modne narzekanie na marność tej infrastruktury, ale – moim zdaniem – przesadne, bowiem liczba odbywających się w Polsce różnego typu evenetów literackich jest imponująca.
Jednak od dłuższego czasu mnożą się także inicjatywy oddolne, a nawet zupełnie prywatne. Ci, którym się chce, sami wymyślają różne imprezy, organizują je i prowadzą. Oczywiście starają się korzystać z pomocy różnych władz i placówek, ale ta pomoc – na szczęście – na ogół jest przychylna takim inicjatywom. Najgorzej jest z dotacjami finansowymi, ale już udostępnianie lokali czy sprzętu nie stwarza wielkich problemów.
Podam kilka przykładów. Pierwszy: kaliskie Stowarzyszenie Promocji Sztuki „Łyżka Mleka”. Powstało ponad trzy lata temu z inicjatywy garstki osób. Iza Fietkiewicz-Paszek i Teresa Rudowicz obudziły pięknego potwora, który się rozrasta. Zainicjowały Festiwal im. Wandy Karczewskiej, ale oprócz niego w kaliskich kawiarniach, szkołach i innych miejscach wiecznie coś się dzieje. I wiecznie do Kalisza ściągani są na spotkania autorskie poeci z całej Polski. Kaliszanki nawiązały też współpracę m.in. ze środowiskami Sieradza i Warty. Niebawem „Łyżka Mleka” w centrum miasta otworzy Lewy Profil Asnyka – to duży lokal, który będzie nie tylko kawiarnią, ale też literackim pępkiem miasta. W Kaliszu aż huczy od zdarzeń literackich i wcale nie wymyślają ich urzędnicy, tylko prywatne osoby, które się „stowarzyszyły”. Miasto jest ich inicjatywom przyjazne – to ważna okoliczność dla takich inicjatyw.
Drugi przykład: Beata P. Klary. Jej nie wystarcza pisanie, ona wiecznie coś wymyśla i wprowadza w czyn. To ona wymyśliła Festiwal Poetycki im. Kazimierza Furmana, który w tym roku będzie miał już trzecią edycję. To ona w kawiarni „Łubu Dubu” prowadzi cykl spotkań autorskich, na które zaprasza poetów z całego kraju. To ona w gorzowskim Radiu Zachód „wygłasza recenzje” z nowoukazujących się tomików, to ona była inicjatorką „Czytań rocznicowych”, czyli głośnego czytania wierszy zmarłych poetów (było już tych „czytań” kilkanaście i pomysł podchwyciły także pozagorzowskie środowiska – ta impreza świetnie się eksportuje!). Klary także praktykuje nowatorskie konwencje prowadzenia warsztatów poetyckich. Tu koniecznie muszę dodać, że Beata robi to wszystko w tandemie z Agnieszką Kopaczyńską-Moskaluk – ten tandem jest na wagę złota.
Trzeci przykład: SalonLiteracki i dwoje jego liderów, czyli Dorota Ryst i Sławomir Płatek… Raz w roku Salon organizuje warsztaty poetyckie w Turowie (gmina Miastko) przy wsparciu finansowym lokalnej władzy, ale na co dzień za przyczyną Salonu w warszawskich kawiarniach odbywają się spotkania autorskie. Wtopiły się one już tutaj w nasz pejzaż towarzyski i życie literackie. Pomysł okazał się prosty: właściciele kawiarń chętnie wchodzą w tę grę, bo w czasie każdego spotkania ich utarg skacze w górę. Płatek ponadto organizuje samodzielnie spotkania w Trójmieście. Im się chce!
Przykład czwarty: w Chorzowie Basia Janas-Dudek i Jacek Dudek (małżeństwo poetyckie) organizują Port Poetycki. Odbywa się on wprawdzie tylko raz w roku w wielkiej sali tzw. Starej Sztygarki, za to ona (czyli Sztygarka) pęka w szwach od autorów przyjeżdżających tu z całej Polski. To coroczne wydarzenie wpisało się już w nasz „branżowy kalendarz”. Imprezie towarzyszą koncerty, wystawy malarskie i inne zdarzenia. W tym roku miała miejsce już XII edycja tej imprezy. No, dzieje się, dzieje.
I przykład ostatni, indywidualny: jest nim Cezary Sikorski ze Szczecina. Doktor filozofii, który zamienił się w biznesmena. I czegoś mu brakowało. No więc założył własne, prywatne, jednoosobowe wydawnictwo Zaułek Wydawniczy „Pomyłka”. W ciągu trzech lat wydał już chyba ponad 20 tomików i arkuszy poetyckich – ale jakich! Są to wypasione cacuszka edytorskie! Zresztą w Szczecinie działa także od lat Wydawnictwo Forma, bardzo aktywne. Tego też nie wymyślili państwowi urzędnicy. Paweł Nowakowski tej oficynie przewodzi, i to bardzo energetycznie.
Zdarzają się także imprezy kameralne i niemal półprywatne. Np. Państwo Ewa i Kazimierz Żarscy w małych Śliwiczkach (okolice Tucholi), we własnym domu organizują spotkania i warsztaty poetyckie. Można powiedzieć: prowadzą salon kulturalny. Ich pasja jest zdumiewająca, a kameralność imprez urocza. I jak się nie zachwycać takimi ludźmi? A ponadto dzieje się to wszystko (podobnie jak w Turowie) w „przecudnych okolicznościach przyrody”.
No i można by takich inicjatyw wymienić tu co najmniej kilkadziesiąt, a prawdopodobnie jest ich więcej niż kilkadziesiąt. No i jak to spuentować? Może tak: było takie stare peerelowskie powiedzonko: weźmy się, panowie, i zróbcie! W opisanych powyżej zdarzeniach nikt nie oczekiwał, żeby panowie wzięli się i zrobili, tylko inicjatorzy podkasali rękawy i sami coś wymyślają, coś realizują…