Pisarze do pióra!
Wpis dodano: 22 kwietnia 2014
Lechu Jakób to postać w naszym światku znana. Większość z Was zna go chyba przede wszystkim jako właściciela i moderatora portalu literackiego Latarnia Morska, ale do tego nie ogranicza się aktywność Lecha. Jest poetą i prozaikiem, recenzentem i animatorem wielu wydarzeń. Ja znam go od zawsze, tzn. nie pamiętam od ilu lat, ale wtedy mogliśmy jeszcze noc przehulać. Wielokrotnie też jurorowaliśmy razem w świdwińskim konkursie im. Jana Śpiewaka.
Lechu sporo czasu poświęca, bardzo regularnie i starannie, swojej Latarni, a jako autor jest od pewnego czasu związany ze szczecińskim Wydawnictwem „Forma”. Tam ukaże się m.in. jego kolejna książka – legendarny już Poradnik grafomana. Piszę „legendarny, bo książka zapowiadana jest od długiego czasu, a wciąż jeszcze jej nie ma. Ale będzie na pewno. Jak znam Jakóba, będzie to lektura zajmująca, bo ma on spore poczucie humoru i na niemałym luziku odniesie się do zjawiska. Od pewnego czasu Lechu fragmenty tej książki drukuje na łamach Latarni i ostatnio wyczytałem u niego taką oto połajankę: Autorytetami w rozmaitych dziedzinach (by chociaż zechcieli poprzestać na własnej!) usiłują też być niektórzy pisarze. Sporo w mediach mądralińskich literatów wypowiadających się ex cathedra o polityce, religii, władzy czy pieniądzach. Wciąż wydaje się im, że mogą uchodzić za wszechwiedzących intelektualistów, nauczycieli i proroków. Co więcej, demonstrują rozgoryczenie i frustrację, jeśli tylko jako autorytety-kombajny nie są postrzegani.
Bardzo celne spostrzeżenie. To zjawisko nie panoszy się wprawdzie zanadto, ale tu i ówdzie jest widoczne. Właśnie z tego powodu na początku stycznia tego roku przestałem publikować na jednym z portali, bo tam w profil literacki coraz mocniej wdzierało się to, o czym powyżej mówi Jakób. Ta tendencja nie osłabła, a nawet rozwinęła się na tamtej witrynie – przybyło kilku autorów-literatów, których aktualna kondycja społeczno-ekonomiczno-polityczna Polski pasjonuje bardziej niż literatura. I tak się składa, że klimaty tych tekstów wynikają wyraziście z mentalności pisowskiej. Oczywiście tego autorom zarzucać nie zamierzam, każdy ma takie poglądy i afiliacje, jakie ma, ale są portale nieliterackie, gdzie mogliby znaleźć bardziej właściwe miejsce dla swoich rozważań i dyskusji. Także na forum dyskusyjnym wspomnianego portalu wokół tego głównie toczą się chwalby (często żenujące) lub spory (czasami brutalne), a pod tekstami czysto literackimi jakoś dysput niewiele.
Sądzę, że żaden portal literacki nie powinien być upolityczniany. Na to miejsca nie brakuje gdzie indziej. Ja się źle czułem w tej aurze. A wzniecać dyskusje, polemiki – to tylko brnąć w dalszą quasipolityczność witryny.
Ciekawostka z innej beczki… Zupełnie niedawno któryś z autorów napisał tam, że nie po drodze mu z prof. Baumanem, dodając: może dlatego, że jestem hetero. No, żarcik taki, wiecie, rozumiecie… Obawiam się, że temu autorowi także nie po drodze z dziesiątkami poetów, prozaików, artystów, bo tak się składa, że nie tylko Bauman… Ech, szkoda gadać! Są to poziomy żenujące! Tak więc ta witryna literacka staje się jakąś osobliwą hybrydą. Teksty dobre, które na niej często się pojawiają, są zagłuszane przez teksty kompromitujące lub co najmniej niemądre. No, ale to już nie moja sprawa – moja chata z kraja…
Jakób w cytowanym powyżej fragmencie dotknął istoty rzeczy. Chyba większość z nas woli, by poeta czy prozaik wypowiadali się poprzez swoją twórczość. W życiu prywatnym czy też w innej przestrzeni publikacyjnej mogą prowadzić spory polityczne, ekonomiczne, obyczajowe, lecz może warto oddzielać je od przestrzeni literackiej. Nie wchodzić z nartami na lodowisko lub z łyżwami na skocznię. A z rękawicami bokserskimi na kort tenisowy. Rozumiałbym jeszcze te namiętności, gdyby w obecnej Polsce trzeba było grać larum, ale to jest naprawdę inna, lepsza Polska niż tamta, która skończyła się 25 lat temu (w wielkanocnym wydaniu „Gazety Wyborczej” polecam arcyciekawy wywiad z Aloszą Awdiejewem. M.in. mówi on: Polska pokazuje, co dało odejście od systemu scentralizowanego. Wielkie sklepy, nowe drogi, wolne media. Oczywiście Polacy narzekają, bo chcieliby mieć jeszcze lepiej. I dobrze. Na tym polega rozwój. Ale niech nie zapominają, co tu było 25 lat temu).
Dzisiaj to wszystko wygląda inaczej – do sporów obywatelskich, nawet bardzo nerwowych, poniekąd jesteśmy już przyzwyczajeni. Ale dlatego, że one nie mają dziś żadnych szlabanów przyzwoitości, warto zastanowić się, czy w te akurat dyskursy się mieszać. My, „robotnicy słowa”, powinniśmy mieć swój inny język, który ma coś do powiedzenia w innym „światoobrazie”, i nim chyba powinniśmy wyrażać swój czas. Temperamentu społecznego czy politycznego nie musimy się wyrzekać, ale w przestrzeni publicznej jest jednak wielu, którzy przerastają nas wiedzą w tej mierze i poziomem argumentacji.
Wśród posłów Sejmu widać wyraźnie tę różnicę kompetencji. Jest tam sporo fachowców, ale większość to ludzie, którzy do powiedzenia mają głównie bzdury. Za Gomułki mówiło się: robotnicy do łopaty, pisarze do pióra, pasta do zębów! Skompromitowane to powiedzonko, ale nie do końca takie głupie, jak by się wydawało…