Zmarł Sławomir Mrożek
Wpis dodano: 15 sierpnia 2013
Zapewne dla wielu z nas dzisiejsza wiadomość o śmierci Sławomira Mrożka była poruszająca… Ja wyjąłem z półki czterotomowe wydanie Jego utworów i kartkowałem to, co przez lata czytałem z ogromnym ożywieniem i podziwem.
A potem napłynęły refleksje ogólniejsze. Takie, że kończy się jakaś epoka, której drzwi – odpukać! – zamknie Tadeusz Różewicz.
Nie jestem dzisiaj admiratorem PRL-u. Wolę obecne czasy niż tamte. Ale ciśnie się na usta pytanie, jak między 1945 a 1990 rokiem możliwy był czas tak wspaniałej literatury? Mieliśmy w prozie m.in. Andrzejewskiego, Brandysa, Buczkowskiego, Czeszkę, Dygata, Hłaskę, Kuśniewicza, Lema, Newerlego, Parnickiego, Stryjkowskiego, Terleckiego, Truchanowskiego, Żukrowskiego… Mieliśmy w poezji m.in. Białoszewskiego, Gąsiorowskiego, Grochowiaka, Harasymowicza, Herberta, Iwaszkiewicza, Jastruna, Jerzynę, Nowaka, Przybosia, Szymborską, Śliwiaka, Śliwonika, Świrszczyńską, Twardowskiego, Urgacza, Żernickiego… W krytyce: Berezę, Bieńkowskiego, Błońskiego, Kuncewicza, Kwiatkowskiego, Sandauera, Sprusińskiego, Waśkiewicza, Wykę…
Dopisujcie inne nazwiska. Wiele ich jeszcze wymienić się powinno. Morał jest taki, że ustroje i historia nie są w stanie stępić talentów. Mogą stworzyć lepsze lub gorsze warunki publikowania i obiegu literatury, lecz jej źródeł nie zgaszą. Jeśli już, to raczej je pobudzą. Mrożek był właśnie świetnym tego przykładem. Może gdyby urodził się i przeżył całe życie w Nicei, nie zostałby tym, kim był? Bo czego trzeba artyście? Artyście trzeba inspiracji, obserwacji, buntu, dystansu, częstokroć nawet frustracji, by mieć temat i powód do pisania. Sławomir Mrożek jest chyba znakomitym przykładem tej tezy. Zbigniew Mikołejko powiedział, że to nie Polska, lecz emigracja wyczerpała talent autora Tanga. Chyba ma rację. Mrożek był arcypolski, choć uniwersalny, ale ten syndrom to dodatkowa cecha Jego wyjątkowości.
Napisałem powyżej, że umiera pewna epoka. Tak, ale rodzi się nowa i w niej ten mechanizm pobudzający dobrą literaturę też drzemie. Jeszcze nie wiemy, jakie nazwiska dostaną się na Parnas, lecz będą takie. To jest właśnie cudowny mechanizm: historia może zabić nas, ale nie nasz talent. Nie wierzycie? To zapytajcie Baczyńskiego…