No comment
Wpis dodano: 9 lutego 2013
Pytało mnie ostatnio kilka osób, dlaczego pod moimi wpisami na tym blogu nie ma możliwości wstawiania komentarzy. Powód jest prosty: natura zupełnie swobodnej wymiany opinii (w samej rzeczy piękna) jest nieobliczalna. Agora dyskutantów nazbyt często zamienia się w targowisko typu „ple-ple”, nie mówiąc już o ringu bokserskim. A ja na dodatek nie cierpię anonimowych komentarzy lub skrytych za maskującymi nickami. Bywa i tak, że wokół blogera skupia się towarzystwo wzajemnej adoracji. Nie chcę tutaj ani jednego, ani drugiego. Tyle i tylko tyle. I proszę: niechaj moim przyjaciele i ludzie mi życzliwi, w ogóle ludzie życzliwi ludziom nie biorą tego do siebie. Wiem jednak, że nie tylko oni byliby, jako komentatorzy, moimi tu gośćmi…
Wielu internautów dostrzega złe obyczaje sieci, a zwłaszcza wzrastającą w niej agresywność, chamstwo i łatwość w obrażaniu innych osób lub co najmniej osobliwą lubość w czynieniu im przykrości. Prym pod tym względem wiodą fora dyskusyjne, na których wszyscy mogą się wypowiadać ad personam lub w „odnośnych sprawach”. Według Wikipedii argumentum ad personam to pozamerytoryczny sposób argumentowania, w którym dyskutant porzuca właściwy spór i zaczyna opisywać faktyczne lub rzekome cechy swego przeciwnika. W ten sposób unika stwierdzenia, że jego racjonalne argumenty zostały wyczerpane, a jednocześnie sugeruje audytorium, że nasze poglądy są fałszywe. Dodatkowo obrażanie oponenta ma na celu wyprowadzenie go z równowagi, tak by utrudnić mu adekwatne reagowanie na przedstawiane postulaty.
Moim zdaniem panoszenie się tego okropnego obyczaju ma swoje główne umocowanie w anonimowości wypowiedzi. Większość ludzi nie pozwoliłoby sobie na upust własnych frustracji, agresji i chamstwa, gdyby musieli podpisać je prawdziwym nazwiskiem. Anonimowość zwalnia nas z odpowiedzialności, na dodatek wyłącza hamulce umiaru i opanowania. Nie zawahasz się przed ekstremalnymi zachowaniami, jeśli będziesz miał pewność, że nikt ich konkretnie tobie nie przypisze. Jeśli zaś pozostajesz anonimem skrytym za maską jakiegoś nicku – to hulaj dusza! Jest to ewidentny rodzaj tchórzostwa i awanturnictwa. Myślę, że wszyscy nosimy w sobie jakieś toksyny i złe emocje, że mamy prawo mówić, co nam się nie podoba, jednak poziom kultury mierzy się także opanowaniem języka i powściągliwością w osądzaniu innych. Ukrywając własne imię i nazwisko, zwalniamy się po prostu z odpowiedzialności za słowa, a wtedy rodzą się demony i nazbyt łatwo cisną się na usta ekstremalne epitety, przerysowane sądy i wyroki. A nasza ofiara? A ona to wtedy może nas w dupę pocałować, o!, i szukać sprawiedliwości w stogu siana. Oczywiście istnieją sposoby dotarcia do komputera i jego właściciela, można wszelkie znieważania rozstrzygać np. w sądzie – ale kto się zdecyduje na takie żmudne i karkołomne dochodzenie sprawiedliwości? Wobec anonimów jesteśmy praktycznie bezbronni. Przypominamy związaną ofiarę, którą można linczować do woli. Swoisty sadyzm dołączą się do czyjejś agresywności, zwolnionej z hamulców jak koń z uprzęży.
Czy jest na to jakiś sposób? Nic mi nie przychodzi do głowy, choć zapewne elektronicy i prawnicy byliby w stanie coś wymyślić. Także administratorzy witryn i forów znaleźliby regulacje i bariery dla tego typu gangsterstwa.
Chciałbym być dobrze zrozumiany: mamy prawo kogoś nie cenić, możemy się z kimś nie zgadzać, możemy polemizować, możemy nawet kpić i sarkastycznie oceniać, dawnymi czasy jednak znana była sztuka polemiki i erystki, dziś coraz częściej zastępowana odbieraniem godności oponenta. Nie chodzi o to, by nie krytykować, chodzi o to, by nie strzelać zza muru, i to nazbyt ostrą amunicją.
Nie znam się na psychologii, ale domniemywam, że ci, o których tu mowa, mają nieuświadomiony problem z samym sobą. Czują się niedocenieni, niedowartościowani, brakuje im sukcesu, mają światu za złe, że coś im się nie udało. To my możemy być winni, bo prawem Kaduka odbieramy im wymarzoną samorealizację. Gdyby nie tacy, jak my, to oni by pokazali, co umieją. Z tym walczyć się już nie da. Fora i pyskówki internetowe bywają piekłem ludzkich zapętleń. Wtedy jak karawana jedźmy dalej aż psy przestaną szczekać, ale bądźmy pewni, że za następną wydmą nowa dopadnie nas sfora…
I na koniec: redaktor „Polityki”, Adam Szostkiewicz, komentując awanturę nt. praw posłanki Anny Grodzkiej i ludzi jej podobnych, napisał: Pawłowicz oświadcza, że zawsze mówi, co myśli. To moim zdaniem sygnał, że brak jej umiejętności społecznych. Polegają one na tym, że człowiek dojrzały społecznie i moralnie wie, że słowo może zranić, a nawet zabić, i bierze to pod uwagę wypowiadając się publicznie. Wypisz, wymaluj, słowa te jak ulał pasują także do problemu, jaki powyżej poruszyłem…