Studenckie wspominki…
Wpis dodano: 2 sierpnia 2012
Wspominki literackie coraz częściej mnie dopadają… Ostatnio z lat wczesnych, studenckich… A studiowałem na Uniwersytecie Warszawskim polonistykę w latach 1967-1973. Mój rok był bardzo ciekawy. Sporo nas pisało (jak to poloniści) i – co ważniejsze – sporo można dzisiaj nazwać pisarzami z niezłym dorobkiem. Także wybitnymi uczestnikami życia kulturalnego.
Najsolidniejszy dorobek ma chyba Antek Libera – autor powieści Madame i znakomity tłumacz Becketta. Marek Weiss-Grzesiński był dyrektorem teatrów operowych, w tym Opery Warszawskiej; kilka lat temu wydał znakomitą powieść Boskie życie. Janusz Wiśniewski zasłynął jako reżyser teatralny. Jacek Gąsiorowski zaczął swoją karierę jako asystent Wajdy przy filmie „Danton” – i chyba gdzieś „uwiązł” w Paryżu. Józef Kurylak jest znanym poetą. Ostatnio zamilkł autor bardzo dobrych książek – Andrzej Lenartowski, ale zapewne coś pisze i powróci do czytelników. Kariery toczą się różnie… Mieliśmy na roku Małgorzatę Bieżańską, która wyprzedziła nas swoim debiutem (czego strasznie jej zazdrościliśmy), miała talent osobny, oryginalny, pisała magiczne wiersze… Potem na stałe wyjechała do Paryża i gdzieś i nam, i literaturze przepadła… Był Alek Zorkrot, samotnik i oryginał, który szybko po wydarzeniach 1968 roku wyjechał z rodzicami do Szwecji. Ale tam wydał kilka książek.
Niektórzy koledzy z roku obudzili się późno. Na przykład Marek Pieczara, który dopiero w ostatnich latach wydał dwie powieści (ale jakie!) – Nagłą obecność i Wizytówkę. Z nim i z Markiem Zielińskim przyjaźniłem się szczególnie (i do dzisiaj). Zieliński był redaktorem „Nowych Książek”, „Kultury”, „Więzi”, wydał bardzo mądrą książkę krytycznoliteracką pt. Kilka niewzruszonych przekonań, a potem poszedł w dyplomaty (był konsulem w Niemczech i Szwajcarii, obecnie w Irkucku). Mieliśmy też na naszym roku Jana Gondowicza, który dziś kroczy swoimi ścieżkami literackimi. I jego żonę, Ewę Rhode, późniejszą żonę Krzysztofa Gąsiorowskiego, dziś mieszkającą w USA.
Niektórzy już poumierali. Był na naszym roku Andrzej Milik-Wiśniewski, prozaik – nie żyje już od wielu lat. Odszedł jeden z moich najbliższych przyjaciół, krytyk literacki, Maciej Krassowski. Inni zrobili karierę naukową, np. Staszek Dubisz i Andrzej Zieniewicz są dziś profesorami na naszej polonistyce.
Dumą naszego roku (wtedy już śpiewającą) była Magda Umer, a trzy lata wyżej od nas studiował Maciej Zembaty…
Na trzecim roku studiów poważnie się pochorowałem, musiałem wziąć urlop dziekański i wróciłem po rekonwalescencji na rocznik niższy. Tam był Tomek Jastrun, wtedy zaczynający realizować swoje ambicje poetyckie, dziś bardziej znany jako celebryta niż pisarz, lecz jestem pewny, że jeszcze jego nowe książki poczytamy.
Wiersze pisali niemal wszyscy. Wyżej o dwa lata studiował Tadek Mocarski, wtedy szybko i spektakularnie debiutujący, niżej – Janusz Szuber, którego sława dopadła później… Wszyscy żeśmy „poobrastali” w książki i zeszliśmy… na drugi plan, bo wszystko się zmieniło i dostało się w ręce późniejszych roczników. Czyli jest tak, jak być musiało.
Ale tamte lata i tamto miejsce to była „kuźnia młodych”… Jeśli cokolwiek z niej zostanie w „kuźni starych”, w tej naszej składnicy złomu, to już będzie sukces.
Co się stało z naszą klasą? Co się stało z naszym rokiem? Trochę umieramy, trochę żyjemy. Piszemy nadal. Tak, to najważniejsze!