Finezja zidiociałych słoni
Wpis dodano: 29 lipca 2012
Jurorowałem niedawno w pewnym konkursie poetyckim. Pośród licznych zestawów znalazłem jeden z wierszem zatytułowanym Sen. Oto on:
Śniło mi się, że
Piotr Macierzyński umarł.
No i co? Chuj z nim.
Zgroza! Powinny jednak istnieć granice tzw. „wolnego słowa”, choć przede wszystkim przyzwoitości. Ten tekścik jest nie tylko wyrazem bezdennej głupoty, lecz także skrajnej nieprzyzwoitości. Autor tego – pożal się Boże – wiersza zapewne zapatrzył się w artystów-skandalistów. Jednak przekroczył granice dobrego smaku i etyki, by nie powiedzieć: chamstwa! Inteligencja gbura! „Żarcik”, po którym od wspólnego stołu wstaje się i wychodzi. O, tempora, o, mores!
*
Ha,ha! Powyższy wpis powisiał dobę na tym blogu i oto dostałem wiadomość od znajomego, że wyżej cytowany wiersz „wchodzi w dialog” z takim oto utworkiem Piotra Macierzyńskiego:
podobno 20% Polaków
nie rozumie tego co czyta
chuj z nimi
No, owszem, to zmienia kontekst mojego tu lamentowania… Ale nie zmienia istoty rzeczy: „wiersz” pierwszy jest bardziej „ekstremalny” i „nieprzyzwoity” niż „wiersz” Macierzyńskiego. Ale obaj autorzy warci siebie. Tak więc zmieniam pierwotny tytuł tego wpisu Finezja zidiociałego słonia na Finezja zidiociałych słoni…